ďťż
Przejrzyj wiadomości
Wielki Podrzutek Jagny




PBebnirz - 11-08-2009 19:51
8) Taaaa… koty są wspaniałe, CD.
AMOK – osobnik z rodziny czterołapnych-pazurzastych, maści rudej/jakiejś (?), tu moje Kochanie mnie zatłucze lub pomoże w określeniu, co on za kolor jest, ale piękny i niebywale miły w dotyku – jak się uda go dotknąć :D . Prędkość z jaką to Amok przemieszcza się z punktu A do punktu B, C, D, E…lub jeszcze gdzieś indziej, w pełni oddaje użyte przez Jagnę określenie „piorun kulisty”. Nie dość, że śmiga jak piorun z jasnego nieba i to na dopalaczu, to umiejętność zmiany celu podróży w jego wykonaniu jest niebywała i polega głównie na tym, iż wykonuje ją w… locie i to zazwyczaj, używając pojęć z zakresu geometrii, li tylko pod kątem 90°, gdzie punktem zwrotnym jest koniec prostej będącej pierwotnym azymutem podróży. Taaaak zmienia tor lotu jak statek UFO i jestem przekonany, na podstawie wcześniej przytoczonych obserwacji, iż jest KOTEM Z KOSMOSU. Swoją drogą, zastanawiam się, biorąc pod uwagę roczną obserwację obu kotów mojej ukochanej Jagny, czy aby Szaman nie palił jonitów na potęgę, z czego wynikałaby jego nadmierna powolność, a Amok nie wciągał czegoś nosem i z tego powodu nie może się zatrzymać? Nie wiem, może się mylę i może to tylko to kocie żarcie jest „fajne”? Muszę kiedyś spróbować :lol: . Oczywiście jedyna rzecz, jaką robią tak samo to spanie, choć różne pozy przyjmują.

CDN.





Jagna - 11-08-2009 20:22
No ładnie... Mam naćpane koty. Ale teraz każdy kto ma kota może potwierdzić - one wszystkie coś biorą!
Kochanie, nie czytałeś mojego poprzedniego wpisu, prawda? Nigdy Ci się nie przyznałam do moich odczuć po założeniu kinkietów.... Naprawdę mi się podobają, tyle, że tego ciemna nie widzę do tej pory :(



Jagna - 11-08-2009 20:25
Ogród
Gdzieś jest. Początkowo nie kosiłam, bo nie wiedziałam co będzie dalej i nie miałam weny. To „początkowo” to dwa lata. Jesienią bujne miskanty i resztki chwastów zostały zmiażdżone wiatrem i deszczami, więc wiosną wyglądało to jakby ktoś poukładał suche połacie siana. Przez zimę opowiadałam Bębniarzowi, że mam śliczny ogród i wiosną zobaczy. Ale nie zobaczył z powodów wyżej wymienionych. Postanawiam odsłaniać po kawałku uroki mojej bajki. Wyrywam chwasty z pobasenowej grządki. Efekt jest. Bębniarz zaczyna coś wspominać o koszeniu. Godzę się, ale pod warunkiem, że zrobię to sama, bo tylko ja wiem gdzie nieśmiało kiełkują róże, gdzie schowały się perukowce a gdzie walczą wierzby… PB pomaga mi więc tylko w kwestii odpalenia kosiarki i ruszam do roboty.
Jakby tak ktoś spojrzał tego popołudnia na nas to by sobie nieźle pomyślał: tu baba, spocona i zziajana lata z kosiarką a facet siedzi na tarasie i czyta książkę. Tylko ja widzę jak on co jakiś czas zerka na mnie i na to co robię. Nic nie mówi. I to najmądrzejsza rzecz, jaką może zrobić, bo to mądry facet jest. A ja koszę między krzaczkami, kwiatkami i niewidzialnymi grządkami. Po godzinie, zadowolona z siebie gaszę kosiarkę. Wtedy Bębniarz podnosi się z leżaka, z wyżyn tarasu patrzy na moje dzieło i pyta:
- Te esyfloresy to efekt zamierzony, czy mogę to jakoś wyrównać? A przynajmniej wykosić te wysepki, w których widać jasno, że NIC nie rośnie?
Mam siłę tylko kiwnąć głową i wlokę się do domu. Bo ja tylko chciałam zobaczyć co gdzie i jak urosło i co chwila mi się przypominało nowe miejsce, więc jechałam tam z kosiarką…
Po kilku dniach i kolejnych podejściach z kosiarką, widać niemal wszystko. Jak dla mnie jest ślicznie.
Stoimy na tarasie i czekam na werdykt Bębniarza. On przygląda się wszystkiemu i po chwili pyta niepewnie:
- A koncepcję to ty właściwie jaką tu miałaś? Bo ja żadnej jakoś nie mogę wyczaić…
I nic dziwnego. Bo żadnej nie było. Wszystko rośnie tam gdzie mi się wydawało, że jest pusto.
Teraz to i tak nie ma znaczenia. Po kilku tygodniach, kiedy nadchodzi kolejny termin koszenia, mój ex zabiera mi kosiarkę. Teraz jemu jest potrzebna. Jest mu potrzebna od dwóch miesięcy więc znowu mam nietypowy ogród. Pełen ostów, pokrzyw i morza miskantów. Nowej kosiarki nie kupujemy z powodów, które niebawem opiszę…



PBebnirz - 11-08-2009 20:28
8) KINKIETY W SYPIALNI
Halo, halo! Muszę lekkie sprostowanie wprowadzić w kwestii kinkietów. Primo - przyznaję, iż zakwestionowałem przepiękną kompozycję mojej ukochanej, którą to poczyniła nad wezgłowiem łoża, w którym sypiamy, ale bezpośrednią przyczyną mojej postawy, było osobiste poczucie jakbym leżał już z 3 metry pod ziemią a nad głową ktoś zatknął mi trzy suche badyle :roll: , bardzo ładne badyle oczywiście. I nie kwestionuję tu poczucia estetyki Jagny, ani nie wątpię w jej umiejętności tworzenia cudownych kompozycji, z choć by trzech suchych badyli, oczywiście pięknych badyli, ale po prostu ponuro mi się spało, nie mówiąc o tym, iż co wieczór czułem się jakbym do dołka się przymierzał. Secundo – w kwestii jasno/ciemno, to wcale nie jest tak jasno, przecież to tylko malutkie 20-sto watowe halogeny, ale dla kogoś kto by tylko spał, to i dioda w wyłącznym telewizorze (stand-by) daje po gałach :o jak latarnia morska w Kołobrzegu. Tyle celem wyjaśnienia.





PBebnirz - 12-08-2009 10:29
8) PS DO KINKIETÓW
Chciałem dodać, iż jako genetycznie obciążony, przez mojego wspaniałego ojca, umiejętnościami technicznymi z zakresu maści wszelakiej (chyba brzmi nieskromnie – przepraszam :roll: ), nie mogłem pozwolić na to, by moja ukochana Jagna uprawiała sport ekstremalny pod tytułem ikebana, w skład, której po za kwiatami (tudzież badylami, pięknymi oczywiście badylami) wchodziłyby przewody elektryczne o symbolu DYT 3x2,5 mm2 pod napięciem :evil: . I tak naprawdę, to głównie legło u podstaw moich działań z zakresu kinkietów.

:D zawsze będę dbał o Ciebie kochanie



Jagna - 12-08-2009 10:50
Ha! Wiedziałam! :D
Najpierw było, że chodziło tylko o to, że takie to nieładne, źle się kojarzące i takie tam. Ale wyszło szydło z worka - do dzisiaj pamiętam jak trochę zbladł, kiedy zobaczył czym są owe badyle poowijane. Ponieważ Bębniarz uprzejmy jest to nie od razu się pochwalił jaką ma durną kobitę... :lol:

Dziękuję Skarb :D



PBebnirz - 12-08-2009 14:22
8) PROTESTUJĘ!
Kobita jest mądra i nie wymagam od niej uprawnień SEP do 1kV. DURNY był ktoś kto pozwolił na pozostawienie miliona gołych kabli wystających ze ścian i nie zabezpieczonych puszek pod gniazda z przewodami na wierzchu, a wszystko to, pod napięciem.
Tyle tytułem protestu.



Jagna - 12-08-2009 14:47
No dobra, zgodzę się... :D

Tak się słodko zrobiło w naszym dzienniku, że czas na łyżkę dziegciu do tej beczki miodu… (to ulubione powiedzenie Bębniarza. Teraz będzie na poważnie, wręcz trochę smutno.
Już nieśmiało wspominałam, że pewne rzeczy będą się zmieniały niebawem, że pewnych rzeczy nie robię (na przykład nie kupuję nowej kosiarki), albo nie wiem co mam robić, bo się będzie działo. Również nieśmiało napomknęłam, że Podrzutek jest w pewnym sensie gwoździem programu. Dla tych co się nie orientują w sytuacji (i mam nadzieję, nie będą musiały nigdy orientować) gdy dzieli się majątek w postaci domu, opcji jest kilka i jest fajnie, kiedy wszystkie zainteresowane strony się ze sobą dogadują. Nie chcąc się wdawać w szczegóły ja miałam z tym pewien problem. Z dogadaniem się, znaczy. I zaznaczam, że ja byłam ta chętna na dogadanie.
Ale ostatnio sprawa wydaje się być przesądzona. Będziemy sprzedawać Podrzutka a ja wracam do Warszawy.



Jagna - 12-08-2009 14:48
Wydaje się to być jedynym rozsądnym wyjściem i nie bardzo mam pomysł na inne rozwiązanie. Nie stać mnie na to, żeby zostać, spłacać już zaciągnięty na dom kredyt i jeszcze spłacić mojego ex. Tak więc wygląda na to, że przeprowadzka do miasta jest nieuchronna. Jak to ze wszystkim są jakieś "za" i "przeciw"…
Teraz obnażę się publicznie ze swoimi rozterkami:
"za":
- i ja i P.B. pracujemy w Warszawie,
- Starszy Syn idzie do liceum w Warszawie
- Młodszy Syn też za jakiś czas pewnie dokona takiego wyboru
- dojazdy do pracy/szkoły bardzo obciążają nasz rodzinny budżet
- P.B. ze zrozumiałych względów nie czuje się dobrze w domu, który budowaliśmy wspólnie z moim ex.
- jest to moja szansa na to, że wreszcie będę miała coś wyłącznie swojego (mieszkanie)

"przeciw"
- sprzedaż domu może ciągnąć się latami i ja nadal będę żyła w zawieszeniu
- nie wiem czy będę w stanie przyzwyczaić się do mieszkania po kilku latach w domu na wsi



Jagna - 12-08-2009 14:49
Od razu uprzedzę, że opcja stawiania kolejnego domu "gdzieś bliżej" nie wchodzi raczej w grę. Po pierwsze ceny działek blisko miasta są zaporowe. Po drugie nie jestem zwolenniczką "półśrodków" - Jak dom, to na głębokiej wsi, z bocianami, sarnami i wygwieżdżonym nocnym niebem. A jak mieszkanie, to tam gdzie blisko do pracy, pod nosem kluby sportowe, kafejki, siłownie, kina, sklepy, kosmetyczki i inne takie.
I jeszcze jedno: zakładam mieszkanie w mieście tylko jako okres przejściowy. Jak odchowam Młodszego Syna i nadejdzie odpowiedni moment (emerytura?) to będę chciała wrócić na wieś.
Ta wizja jest tym bardziej realna, że jeżeli wszystko nam się dobrze poukłada z P.B., to jest on spadkobiercą uroczego domu z uroczą działką w okolicach Grodziska Maz…



Jagna - 12-08-2009 19:16
Ale szkoda mi będzie takich widoczków... (to zdjęcie z tego lata, tuż przed burzą)

http://images41.fotosik.pl/175/fc1bc9bc7110d531med.jpg



PBebnirz - 12-08-2009 21:38
8) Taaaa….
PODZIWIAM MOJĄ JAGNĘ KOCHANĄ. Dom, o którym wspomniała, został wybudowany przez moich rodziców na początku lat 90-tych, a ja brałem czynny udział w tym dziele. Moja rodzina od czterech pokoleń mieszkała w Warszawie, wcześniej posiadaliśmy majątek gdzieś w okolicach Łodzi. Dopiero mojemu ojcu udało się kupić ziemię i postawić dom. Niestety nie jest to żaden majątek, taki z czworakami i hektarami, ale dom rodzinny i takim go mój ojciec ogłosił, czyniąc mnie głównym spadkobiercą z wszelkimi tej decyzji konsekwencjami. Tyle celem wyjaśnienia statusu prawno-emocjonalnego wspomnianego domu. Podziwiam moją Jagnę, bo w jakimś stopniu wiem, co to znaczy zbudować dom, mieć swój dom i być u siebie (na swoim). Decyzje, które musi podjąć (podział majątku, wyprowadzka, kupno mieszkania i wiele, wiele innych), świadczą tylko o tym jak silną jest kobietą, i z jak wieloma rozterkami, o charakterze emocjonalnym, musi sobie radzić. Przeczytałem dziennik Jagny, emanuje z niego ogromna radość, zapał, upór w rozwiązywaniu problemów i wytrwałość w dążeniu do celu… jak ja żałuję, że to nie ja stałem wtedy u jej boku, że to nie jest nasz dom, że razem nie wybieraliśmy żaluzji i nie szukaliśmy glazury do łazienek… naprawdę żałuję. Niestety stało się tak jak się stało, jest jak jest i będzie jak będzie. Jedyne, co mogę dziś zrobić, to trwać przy niej tu i teraz, wspierać ją z całych sił, szanować, kochać i mieć nadzieję, że kiedyś będzie chciała ze mną zamieszkać w moim domu rodzinnym, że poczuje się w nim bezpiecznie i jak u siebie (na swoim). Kocham Cię Jaguś.
Czytaliście dziennik Jagny, macie własne domy lub będziecie je mieli i dobrze wiecie, o czym mówię i co mam na myśli, mam nadzieję, że tak samo jak ja podziwiacie Jagnę, a może nawet bardziej, bo jesteście z nią od początku. Dziękuję wam za ciepłe przyjęcie i zapewniam, iż jest dla mnie zaszczytem znaleźć się w gronie osób, które poniekąd razem z moją kobietą budowały jej dom poprzez śledzenie jej perypetii na bieżąco.



PBebnirz - 13-08-2009 12:26
8) Taaaa… i hymmm….
Ckliwie jakoś się zrobiło, melancholijnie i osobiście, tak nie po budowlanemu, ale już tak mam i nie żebym się wycofywał, wręcz odwrotnie zapewniam, iż nic nie piłem, nie paliłem i nie wciągałem pisząc poprzednie słowa, byłem w pełni władz umysłowych i wszystko podtrzymuję. Tych, którym zrobiło się zbyt słodko przepraszam, a tym, którzy mnie rozumieją dziękuje za zrozumienie.

Wracając do spraw bieżących a dokładnie do ogrodu Jagny, mam nieodpartą potrzebę stoczenia nierównej wojny z tym wszystkim, czego nazwa zaczyna się, na „ch” czyli chwast, oraz na „t”, czyli trawa. „Nierówna wojna”, bo mam jakieś takie dziwne przeczucie, że widząc to co tam wyrosło, mogę się spodziewać, iż w trakcie koszenie za moimi plecami to coś na „ch” i „t”, będzie odrastać w ułamku sekundy jak głowy Hydry, w stosunku kwadratowym do wcześniej skoszonej powierzchni. Mam podkaszarkę elektryczną i to niskich lotów, oczywiście nie mówię tu o wysokości koszenia tylko o tym, iż zapewne zrobiona została gdzieś daleko za Uralem przy pomocy bambusowego śrubokręta i ryżowych kombinerek, co przełożyło się na to, że gdy z rzeczoną podkaszarką wszedłem w „busz Jagny”, natychmiast w/w rośliny rzuciły się na nią i zżarły jej całą żyłkę :cry: , okupując to niewielkimi stratami w postaci kilku drobnych źdźbeł trawy. Tym samym, wnoszę zapytanie do Szanownych forumowiczów z Wa-wy, czy posiadają może tzw. kosę spalinową z możliwością zamontowania zarówno żyłki jak i ostrza talerzowego, a jeżeli tak, czy byli by skłonni użyczyć takowej na okres 1 (słownie: jednego) weekendu w celu pomszczenia mojej biednej podkaszarki z za Uralu.



Jagna - 14-08-2009 17:56
Jeden dzień z życia Amoka.

Obudziłem się.
Zjadłem.
Coś bym porobił. Już trochę biegałem...nuda. Poskakałem... fajnie, ale to nic nowego. Chodzenie jest głupie, nawet w telewizji mówili...
Dlaczego ja nie umiem latać...? Ja chcę być ptakiem!!!
Zaraz, zaraz, a skąd ja wiem, że nie umiem?! Może umiem....Hmm....gdzie one bywają...
O, chyba tu!

http://images49.fotosik.pl/180/b27ae05b9f07dae9.jpg
Czy wyglądam już jak ptak? No pewnie! Nawet jak malowany!...
....ale dalej nie latam. Wiem, to trzeba wejść wyżej! One tam ciągle przesiadują te głupie, przemądrzałe ptaszyska!
No dobra....

http://images50.fotosik.pl/180/e6766aad5cf312a6.jpg

I OK. Teraz tyko rozbieg....
http://images48.fotosik.pl/181/127a07033b4c9e37.jpg

......

Ściągaliśmy go metodą Zejdź do Cholery na To Krzesło, Które Trzymam w Górze od Pięciu Minut!



PBebnirz - 14-08-2009 19:06
8)

Taaa.....
A Jagna kiedyś się zastanawiała, dlaczego ptaśki nie zaglądają do jej karmnika :lol: :lol: :lol:
Żaden zdrowy na umyśle ptasiek, widząc miniaturkę tygrysa w karmniku, nie będzie sprawdzał, co gospodyni dziś wsypała do środka, choć by z tego względu by samemu nie zostać karmą.



PBebnirz - 17-08-2009 02:21
8) Taaaa....
A my mieliśmy w sobotę gości i to bardzo fajnych :D



Jagna - 22-08-2009 17:50
No. Była Maluszek z Mężem Maluszka i Córką Maluszków i cała Rodzina Gwoździków. Ale ja wiem czy oni wszyscy tacy fajni... ? :wink: :lol:



PBebnirz - 24-08-2009 08:53
8) Taaaa...

Faktycznie, chyba przesadziłem z moim optymizmem :-? . Przez cały czas było wesoło, jedzenie z grilla pierwsza klasa, spektrum poruszanych tematów jak i erudycja uczestników biesiady pozwalały na prowadzenie niekończących się dyskusji, w tym wyszukany i smaczny dowcip wyzwalał gromkie salwy śmiechu, które to wspaniale okraszały te upojne popołudnie jak i wieczór. Jedynym niesmakiem sobotniego grilla było zmuszenie mnie oraz Gwoździka do popisu gry na perkusji :evil: . Faktem jest, iż pozwoliliśmy również zagrać latorośli, a to tylko i wyłącznie po to, by na tle ich poczynań podkreślić wyższość naszych umiejętności, choć trzeba przyznać ze (na nasze nieszczęście) nie szło im aż tak źle, jak na to liczyliśmy. Taaaa…. wcale nie są fajni oni wszyscy. :D



Jagna - 24-08-2009 11:21

8) Jedynym niesmakiem sobotniego grilla było zmuszenie mnie oraz Gwoździka do popisu gry na perkusji :evil: :lol: chyba umrę ze śmiechu... :lol:

Reszta się zgadza, było bardzo miło. Jak będę miała więcej czasu to naskrobię, teraz proszę o wyrozumiałość... Zarobiona jestem.

A chłopaki grali super 8)



PBebnirz - 24-08-2009 12:07


A chłopaki grali super 8)
Eeeee...które chłopaki, młode czy stare? :roll:



aka z Ina - 02-10-2009 19:02
Jaguś może choć kilka słów byś skrobneła, cobyśmy wiedzieli, że żyjesz :wink: :D



Jagna - 03-10-2009 16:31
Jakie to niecierpliwe towarzystwo, słowo daję.... :lol:

Napstrykałam dużo zdjęć mojego ogrodu. Ale jeszcze nie wywołałam. Ale jak wywołam to padniecie. I to dobrze, że taki wstęp, wrażenie będzie tym bardziej piorunujące. W dobrej powieści się tak chyba robi: daje się przedsmak i zostawia w napięciu. Tak więc w napięciu ogrodowym Was zostawię....



Jagna - 03-10-2009 16:47
Pozostałe sprawy budowlano-niebudowlane mają się tak:
Zaczynam działać w sprawie podziału majątku. Część podziału zaczął już mój ex - czyli zaczął wynosić niektóre rzeczy, które mu się przydadzą. Wiele z tych rzeczy dla mnie były zbędnymi gratami, więc nie mam pretensji, ale taka kosiarka to by mi się jeszcze przydała... Nieważne.
Zabiera też pralkę. I tu nie mam pretensji, bo po pierwsze uprzedził a po drugie miałam dwie. Nie wydawało mi się to zbytnim luksusem, bo przy ilości brudów, które produkują moi faceci, taki backup w postaci wolno stojącej grzecznie pralki, dawał mi komfort psychiczny. Broniąc się przed oddaniem grzecznej pralki zapytałam co będzie jak ta używana się zepsuje i usłyszałam, że odda mi grzeczną, albo pomoże kupić nową... ( :o chyba nie był sam jak ze mną rozmawiał....).
Co robi używana pralka dwa tygodni później? Psuje się oczywiście....
Nie dzwonię do ex, bo i tak wiem co usłyszę. Ale to nieważne. Przecież mam Bębniarza. On akurat bardzo się spieszy, kiedy się dowiaduje o awarii i na szybko coś tam sprawdza w jakimś tam wężu, jakimś tam śrubokrętem. Pralka dalej nic a Bębniarz musi lecieć, bo ma dwa remonty na raz. Przyjeżdża za tydzień i pierwsze kroki kieruje do pralki. Otwiera swoją ogromną walizę z narzędziami, ale jeszcze wcześniej włącza przycisk START. Pralka natychmiast reaguje i działa bez zarzutu. Ach, te ręce Bębniarza.... :D



Jagna - 03-10-2009 16:58
A, no tak, przecież ja miałam pisać o podziale.
Teraz będzie skomplikowane i nudnawe. Można opuścić, ale potem nie będzie się wiedziało dlaczego cośtam, bo od tego nudnawego się zaczyna.
Otóż Podrzutek stoi na sześciu działkach. To znaczy stoi na dwóch, ale teren ogrodzony to sześć działek, każda po 800m o gabarytach 17.27x40m mniej więcej. Czyli kichy takie. Nasze (niestety wspólne z ex) są cztery. Ostatnie dwie są teoretycznie nasze, bo odkupione od pary znajomych, ale sprawy nie zostały notarialnie uregulowane do dzisiaj...
Tak, wiem co sobie większość z Was teraz pomyślała..... :roll: Myślę, że nawet mogłabym zacytować i określenie "tępa kretynka" byłoby tu delikatne.... :D
Otóż nie do końca. Po pierwsze znam tych ludzi od urodzenia i są to te nieliczne, bardzo uczciwe jednostki. Poza tym żeńska część tej pary twierdzi, że do dziś pamięta jak mnie widziała, kiedy moja mama niosła mnie, świeżutko urodzoną, ze szpitala, w różowym kocyku....
Jak można oszukać noworodka w różowym kocyku?



Jagna - 03-10-2009 17:13
Tak więc te działki nasze-nie nasze są dwie. Nas do podziału też jest dwoje, więc sprawa jest prosta: dzielimy się tak, że jedno będzie miało przepisaną na siebie jedną a drugie drugą. Para znajomych, jak pisałam, i ich uczciwość nie zawodzą. Cierpliwie czekamy dwa lata, aż mój ex ze stanowiska "Nic nie będziemy dzielić, to ma należeć do całości" zmienia stanowisko na "Dzielimy po jednej działce, przecież od początku tak mówiłem". No to zaczynamy.
Postanawiam wziąć skrajną, czyli ostatnią działkę, wychodząc z założenia, że nie wiem co się będzie dalej działo z działką mojego ex i resztą, należącą do Podrzutka. Ktoś to kupi, może łącznie z działką ex, bo on miewa różne pomysły w bardzo krótkim czasie. Rozmawiamy o tym przy mojej Pani Adwokat i on nie robi problemu. Zgadza się, żebym to ja wzięła ostatnią działkę.
Dzwonię do pary znajomych i umawiamy się na rozpoczęcie działań, czyli załatwienie papierów potrzebncych do sprzedaży. Cieszą się, że wreszcie się dogadaliśmy i załatwiamy sprawę. Ja też się cieszę a Bębniarz mocno mi kibicuje.
Kiedy już odbieram wypis z księgi wieczystej, okazuje się, że obie działki są na jednej księdze. Trochę mnie to martwi.
Wtedy dzwoni mój ex i mówi, że on chce skrajną działkę....
Jak to dobrze, że obie działki są na jednej księdze wieczystej... :roll:



Jagna - 04-10-2009 11:54
A dla wszystkich, którzy mają wątpliwości czy można być szczęśliwym po nieszczęściu (a wiem, że jest takich trochę).
W tych ramionach wreszcie odnalazłam ciepło i poczucie bezpieczeństwa.

http://images37.fotosik.pl/205/27616f2c89360392.jpg



PBebnirz - 13-10-2009 12:18
8) Taaaa......

I to się zgadza tylko, że...:
Jagnie ciepło, a ja z zimna zębami szczękam, bo mi całe zabrała :-? /i nie zęby tylko ciepło/.
Ona czuje się bezpiecznie, a ja się zastanawiam jak przyszłoby co, do czego, to jak mam ją bronić, skoro ręce mam zajęte. :o
Ale chyba ten świat tak już jest skonstruowany i przyznam szczerze, mimo mojego pragmatyzmu, że fajnie mi się marźnie a i ramiona nie drętwieja przy takiej kobiecie jak Jagna. :D



Jagna - 20-10-2009 12:54
Dalej nie mam zdjęć mojego rajskiego ogrodu. To znaczy zdjęcia mam, ale jakoś mi do wywołania tychże nie po drodze…. A dobrze wiem, jak się inaczej czyta dzienniki ze zdjęciami i bez zdjęć…:(
Ale trudno. Pisać będę i tak.



Jagna - 20-10-2009 12:54
Jak już wspomniałam jedną z pierwszych (i oby nie ostatnich) rzeczy, co do której w końcu jakoś się mój ex wytreścił to sprawa podziału działek, co to nasze-nienasze były. On bierze 800 metrów i ja 800. Chciałam tamto inne 800, ale on się uparł, więc odpuściłam. Tym bardziej, że na tym 800 co ja mam wziąć jest pochowany mój kot. Argument, uważam, nie do zbicia.
Tak więc trzeba kupić działkę, którą to kupiłam tak naprawdę kilka lat temu. Właścicielom notarialnym też na tym zależy, więc nic tylko działać. Żeby ułatwić sprawę, deklaruję się, że ile mogę, tyle sama pojadę i w zębach przywiozę.



Jagna - 20-10-2009 12:55
Wypis z Księgi Wieczystej idzie na pierwszy ogień. Jadę do sądu i tam jest bardzo miło, panie jedzą jabłka i są w dobrych nastrojach. Pani stuka w komputerze i po chwili wręcza mi karteczkę i mam zapłacić. Niewielkie to pieniądze, jestem pełna zapału, skoczę na jednej nodze. A tu mi pani mówi, że nie na nodze tylko samochodem, bo to w drugiej części miasta. Uśmiecham się i myślę sobie, że co tam, w końcu działkę na swoją wyłączną własną własność będę miała, to pojadę i gdzieś tam. Jadę pod podany adres a tam znowu sąd. Tylko, że większy. Pląsam więc radośnie po schodach, otwieram z impetem wielkie, szklane drzwi i wiem, że po mnie widać, że ja wkrótce zostanę właścicielką 800m z kocim grobem, bo pan portier wita mnie uśmiechem i aż zachęca do zapytania gdzie jest to, po co ja przyszłam. Więc żeby mu przykrości nie robić, bo przecież ja dobrze wiem gdzie ja przyszłam i po co, pytam poważnym tonem o wydział Ksiąg Wieczystych. A pan Portier mi na to, że tu takiego nie ma…. Patrzę więc bezradnie na tę karteczkę co mi tamta Pani od jabłka dała, pan Portier też patrzy i mówi mi, że ja przyszłam zapłacić…. Z jego tonu jasno wynika, że nie pierwszy raz udziela takiej informacji. Lubię być blondynką…. Biegiem gazeli udaję się na drugie piętro a tam na całym piętrze pusto. Tylko jedno, małe okienko z napisem KASA. Więc płacę, odbieram poświadczenie zapłaty, zbiegam na dół, wsiadam do samochodu, muszę objechać pół miasta, bo tam jednokierunkowa, pędzę z powrotem, dojeżdżam pod budynek pierwszego sądu od Pani z jabłkiem, nie mogę znaleźć miejsca do zaparkowania, bo tam szkoła jazdy jest i właśnie tysiące kursantów ćwiczą parkowanie, w końcu parkuję i lecę do Pani a Pani mi daje wypis.
Zziajana, zmęczona, spocona…. Mogę jechać do domu. Rany. Załatwiłam jeden kwitek!



Jagna - 20-10-2009 13:07
A kiedy wieczorem mówię Bębniarzowi od niechcenia, że załatwiłam to co miałam załatwić i mówię to tonem, jakbym co najwyżej kichnęła, on mi na to "Brawo, kochanie. Jaka ty dzielna jesteś!" - był tam, czy co...? :o



PBebnirz - 20-10-2009 13:16
8) Taaaa....

Wiedziałem, że moja Jagna jest rezolutna, ale żeby aż tak...? Ho, ho, jestem pełen podziwu, tym bardziej, że mi przedstawiła sprawę w dwóch słowach:
"- byłam, załatwiłam”, okraszając zdanie słodkim uśmiechem.
Pełen szacun :o
Jak widać więcej się dowiem z dziennika, niż osobisście. :wink:



Jagna - 23-10-2009 19:53
Dzisiaj taki smętny szary dzień... Ja dalej nie mam zdjęć ogrodu.... Więc może powspominam lato.... Z Bębniarzem i Szamanem (oczywiście :roll: :wink: )

http://images40.fotosik.pl/214/546279b58947011b.jpg



Jagna - 03-11-2009 15:03
Kwitek numer dwa.
Do zakupu działki potrzebujemy również Wypisu z Rejestru Gruntów. Spoko. Jestem Doświadczonym Odbieraczem Pism. Odbiorę. Nie odbiorę okazuje się, bo nie jestem właścicielem. He he, myślę sobie, a czyj kot tam pochowany? A kto tam na własnych plecach świerki kłujące w donicach targał i je sadził? A kto ma tam hamak, którego nigdy nikt nie użył, bo za daleko od tarasu, bo cienia brak, bo sznurki się wpijają…itp.? No kto?
Ale zamówić wypis mogę. Zamawiam, właściciel odbiera. Nic tylko umawiać się do notariusza.



Jagna - 03-11-2009 15:05
I tu zonk. Dzwoni moja adwokat od podziału majątku i pyta czy jestem świadoma, że działka jest bez prawa zabudowy. Oczywiście, że jestem świadoma. Te wszystkie działki, na których teraz stoją domy sąsiadów (i Podrzutek) były bez prawa zabudowy, bo to rolne ble, ble, ble…. I o co chodzi? Ale jednak dzwonię do Gminy. Pani jest tak miła, że nawet prosi o konkretny numer działki, szeleści papierami w słuchawkę i mi mówi, że nie ma szansy, żeby się tam wybudować, bo to działka rolna bez prawa zabudowy. Ale to przecież nie Gmina wydaje pozwolenia na budowę tylko Starostwo, więc mi radzi, żebym zadzwoniła do Starostwa. Dzwonię. Tam jest też miła pani, ale już inna niż ta w Gminie, bo ta gminna miała śmieszne nazwisko. Nie powiem jakie. Miła pani ze Starostwa też prosi o konkretny numer działki i każe zadzwonić później. Dzwonię. Pani mi mówi, że wedle PZP z 2003 roku, cały obszar jest rolny i nie ma szans na pozwolenie na budowę. Ma współczujący głos….Oczyma wyobraźni widzę swojego Podrzutka, dom Sąsiadów, dalszych Sąsiadów, dom mojej Przyjaciółki i Jej Sąsiadów… A to wszystko stoi na terenie gdzie ja nie będę mogła się wybudować. A przecież wszystkie te domy dostały pozwolenie na budowę….? Wydane przez Starostwo… Prawdziwe, legalne i cacuśne.



Jagna - 03-11-2009 15:07
W sobotę idziemy z Bębniarzem na spacer z psami, a że Tula ma fioła na punkcie biegania, więc idziemy w pola. Odwracam się i widzę taki obraz: po lewej Podrzutek. Po prawej dom Sąsiadów. Kawałeczek dalej dwa kolejne domy, wszystkie całoroczne, z ludźmi w środku…. A między Podrzutkiem i domem Sąsiadów wolne kilkadziesiąt metrów i w tym jest Moja Działka in spe. I tam nie wolno się budować…. Dosyć zabawny widok. I jak my mamy myśleć o domu…? :cry:



Jagna - 03-11-2009 17:34
Chciałabym zobrazować powyższe wywody:

otóż problematyczna działka znajduje się mniej więcej po środku między kołem ze śniegu (to moja grządka... :roll:) a płotem.

http://images1.fotosik.pl/240/db0208043c1de90fmed.jpg *

Tak więc z przodu widzimy dom Sąsiadów (ceglasty dach) a stoimy na tarasie Podrzutka. Oba domy wybudowane legalnie z pozwoleniami wszelkiej maści. W tle, lekko z lewej (ten z ciemnym dachem) to dom Sąsiadów Mojej Przyjaciółki, której to dom widać w kawałku z ośnieżonym dachem. Też wszystko z papierami.
A my nie możemy... ? Bo?, ja się pytam, droga Gmino.. BO??? :evil:

* Zdjęcie jest robione trzy lata temu. Domy dalej stoją tak samo, ale działka - ogród wygląda nieco inaczej.... 8)



Jagna - 11-03-2010 14:53
Po raz kolejny przeniosłam się z pisaniem jakoś niechcący do komentarzy, a może są osoby, które TYLKO dzienniki czytają? No więc zapytywam:
Co sądzicie o tym projekcie (i to w szkielecie)?

http://www.mgprojekt.com.pl/domki/klif/rzuty.php

Bez żenady pisać proszę co jest nie tak. Ma być mały (wąska działka i fundusze), funkcjonalny i niedrogi. Garaż byłby gdzie indziej. W Piasecznie, na przykład.... he, he, żart.... W innej części działki (wiem, wiem - orkopieństwo, ale inaczej się nie da :evil: )



Jagna - 11-03-2010 18:37
Odtwarzam to co naskrobałam wczoraj, ale nie zdążyłam wkleić:

W związku z mniej lub bardziej jawnymi groźbami, oraz faktem przywleczenia przez Bębniarza laptopa do mojej dyspozycji, niezwłocznie uzupełniam wpisy do dziennika. A tak trochę naprawdę to czekałam na moment, który prawie nastąpił, ale „prawie” ma się nijak do podpisu słoneczkowego i przebrzydłych złośliwości pozostałych o mizianiu i takich tam…..  Więc postaram się nadrobić braki i znów zrobić na Was dobre wrażenie jako przyzwoity użytkownik forum.
Zakończyłam opisem działki, jej zdjęciem i żalem wylanym nad dziwnymi przepisami. Przepisy się chyba nie zmieniły, działka też nie, ale w mojej szufladzie leży wstępny akt notarialny z moim nazwiskiem jako kupującej. Nazwisko sprzedających powinnam tu zapisać złotymi literami. Nikt mi nie wierzył, że wszystko się odbędzie zgodnie z umową. Z umową sprzed pięciu lat, kiedy to para znajomych odsprzedała nam działkę za cenę kupna, czyli już teraz śmieszną. Wzięli pieniądze, powiedzieli, że to już nasze i po sprawie…. Z załatwieniem spraw formalnie jakoś tak nikt się nie spieszył i w tym czasie ktoś się zakochał, ktoś się odkochał, był rozwód, ciąża (nie moja, dzięki Bogu) a umowa „na gębę” nadal obowiązywała. W tej chwili metr tej ziemi jest wart ponad dziesięciokrotnie razy tyle. Dlatego nawet mnie specjalnie nie zdziwił wytrzeszcz oczu mojej adwokat, kiedy rozkosznie jej przedstawiłam sytuację. Ale ja wiedziałam swoje. I miałam rację. Nawet notariusz powiedział, że to „bardzo niezwykła” transakcja. Bez grosza dla sprzedających, bo przecież dostali pieniądze pięć lat temu….
Jeżeli ktoś spyta czy są jeszcze uczciwi ludzie, możecie spokojnie odpowiedzieć twierdząco.



Jagna - 11-03-2010 18:37
Agencja Rolna już nie wykazała zainteresowania kupnem tych szałowych 800 metrów z dwoma pochowanymi tam kotami, tak więc lada dzień jadę podpisać ostateczny akt notarialny i będę oficjalną właścicielką kawałka ziemi. Mój własny kawałek…. Pierwszy raz w życiu będę miała coś na własność! Oczywiście nie liczę tu skarpetek, cieni do powiek, czy ciastek, które uwielbiam i nie pozwalam wyżerać. Chodzi o coś poważnego, na papierze… Wow. Bębniarz bardzo się cieszy. Kibicował mi od początku i ciągle powtarzał, że muszę mieć tę ziemię tylko na siebie, szczególnie po moich doświadczeniach. Fajny jest, no nie? :D



Jagna - 11-03-2010 18:38
No właśnie, dwa koty są już pochowane na mojej działce  Pod koniec lutego Szaman ma dziwny atak. Nie może chodzić, wygląda jakby coś go bolało. Weterynarz bierze krew do badań, daje zachowawczo lek przeciwzapalny i czekamy. Wyniki wracają wzorowe a Szaman tej samej nocy już czuje się dobrze. Tydzień później atak się powtarza. To była niedziela wieczorem i miałam nadzieję, że znowu mu przejdzie a jeśli nie, to po pracy w poniedziałek wracamy do weta. Nic się do rana nie poprawia. Nie chodzi, leży i wydaje się zupełnie nie wiedzieć co się wokół niego dzieje. W tamten poniedziałek wyjątkowo zostaje w Błędowie Bębniarz, bo ma urlop. Dzwonię z pracy co jakiś czas pytać o Szamana. Stan bez zmian. A po południu dzwoni Bębniarz…. Już wiedziałam...
To niesamowite, że więź, którą mieli ze sobą, kończy się w ten sposób. Szaman odchodzi na rękach Bębniarza…



Jagna - 11-03-2010 18:39
Płaczemy wszyscy, ale wiemy też, że takie jest życie. Jedni odchodzą, inni przychodzą. I to dosłownie. Niedługo przed śmiercią Szamana na mój taras przychodzi mały kociak. Jest czarny i ma takie śmieszne maziaje na grzebiecie, przez co wygląda jakby ktoś pochlapał go rudą farbą. Pije wodę, z kałuży, która powstała od stopniałego w słońcu śniegu. Malutka kałuża i malutki kotek…. Wiele mi nie trzeba. Od tego momentu zaczynam uważnie obserwować okolicę i odkrywam, że kociak w zasadzie mieszka nie tylko na mojej działce, ale również chwilami w garażu! Jest zupełnie dziki, ale wyżera to co mu zostawiam. Jest dobrze. Trzeba go oswoić i jakoś zwabić do domu, ale to potrwa. Martwi mnie to, bo okolica pełna psów, lisów i zajęcy. Takiego małego kotka zając przecież może rozdeptać…. Niektórzy mówią, że mam tendencję do histerii jeśli chodzi o zwierzęta, ale to przecież nie jest prawda….. ;)



Jagna - 11-03-2010 18:40
Mojego Starszego Syna też najwyraźniej martwi, że kotek marznie i go rozdepczą zające. We środę, dwa dni po śmierci Szmana, właśnie wracam do domu z pracy, kiedy Syn dzwoni do mnie i z typową dla nastolatka zwięzłością mówi: „Ten mały kot…no wiesz?” Wiem. „No. To go złapałem. Jest u nas w domu”.
Wpadam do domu. Syn ma podrapaną rękę i głębokie ugryzienie w palcu. Kot jest w małej łazience, w której nie ma się gdzie schować. Wchodzę tam uzbrojona w ręcznik i z zamiarem przeniesienia futrzaka do większej łazienki, która jest pełna zakamarków idealnych dla dzikiego kota i na dodatek jest połączona z moją sypialnią. Po chwili kot już siedzi wciśnięty pod szafkę w dużej łazience a j a ze starcia wychodzę z podrapaną ręką i głębokim ugryzieniem w palcu. Najwyraźniej ten kot był tylko na jednej lekcji samoobrony.



Jagna - 11-03-2010 18:41
Oswajał ktoś dzikiego kota? I to już takiego podlotka a nie maleństwo? Tych co nie mają takiego doświadczenia informuję: to trwa…. Parę następnych dni spędzam głównie na podłodze przy szafce w sypialni, bo teraz tam rezyduje kot. Zawsze mam ze sobą szynkę. Dwa dni później kreatura wyłazi do połowy, żeby zjeść. Następnego dnia wyłania się cały kot. Za kolejnych kilka dni już nieśmiało je mi z ręki i postanawiam pojechać z futrem do weterynarza na odrobaczenie, szczepienie i wstępny przegląd zanim mnie polubi, bo wolę być ta zła jako jeszcze obca. Bezceremonialnie wyciągam z szafki, pakuję do klatki i jedziemy. U weta kot szaleje, syczy, drapie, wierzga i okazuje się być sześciomiesięczną kotką….
I tak oto nastała Voodoo.
Imię nadał jej Bębniarz, żeby nawiązać do Szamana. Pasuje idealnie.

Zdjęcia będą może jutro.



Jagna - 11-03-2010 18:43
Stan na sprzed dwóch dni: dwa tygodnie temu Voodoo wynosi się z sypialni i znajduje sobie idealny azyl w obudowie kominka. Coraz częściej wychodzi, mnie daje się głaskać a nawet brać na ręce. Młodszego Syna uznaje w zabawie. Starszego Syna się boi, bo on ma gruby głos. Bębniarza też jeszcze się boi, mimo, że on tarza się po podłodze, żeby ją uwieść, ale opornie to idzie, bo wyraźnie za rzadko bywa Błędowie. Psów już się nie boi, z Frędzlem obwąchują sobie pyski a z Tulą się ignorują. Mam kochane psy. Za to uwielbia Amoka. Szaleją razem nawet przy nas, bawią się ze sobą i oddzielnie zabawkami. Ona kilka dni temu odkrywa fotel, że miękki i fajnie się tam leży. Jest coraz lepiej i kocica demonstruje coraz milszy charakter. Mruczy przy głaskaniu mogę nawet dotknąć jej brzuszka…. Brzucha. Dużego i twardego… A pani weterynarz zastanawiała się czy już miała ruję zanim do nas trafiła… Trudno. Niecnie wykorzystuję jej ufność i znowu pakuję do klatki. Jedziemy do weta zdiagnozować lub wykluczyć ciążę. W myślach najpierw wychowuję sześć kociaków, potem je rozdaję a potem dochodzę do wniosku, że ze względu na jej wiek i wysyp kotów do adopcji, rozważę nawet sterylkę z aborcją. Na szczęście okazuje się, że brzuch jest wynikiem poprawy jej bytu i początkowego obżarstwa. Ale na sterylizację się umawiamy. Jutro zabieg.



Jagna - 11-03-2010 19:55
Zimowe retrospekcje.
Jakby nie było to forum o mieszkaniu w różnych dziwnych miejscach. Jedni mieszkają na wsi w mieście inni obok miasta a inni na wsi na wsi. Ja należę do tych ostatnich i mam jako takie doświadczenie w tej materii. Nasza okolica się zabudowuje stopniowo. Przybywa domów, ludzi, psów i kotów. Na szczęście i ludzie i psy sympatyczni. Koty jak koty, mają nas gdzieś. Nie żeby sąsiadom i ich psom na nas bardzo zależało, ale już w pewien sobotni poranek ściągałam sąsiada z łóżka, żeby mi pożyczył mocy z samochodu, bo mi akumulator siadł. To znaczy w samochodzie. I już jedno o sąsiedzie wiem: długo się zbiera do wyjścia.



Jagna - 11-03-2010 19:56
Ale ta zima była wyjątkowa. Piszę na wypadek jakby ktoś nie zauważył. U nas też. I taki nastał pewien poniedziałek, że sypnęło. Najpierw wyglądam przez okno i myślę sobie, że sporo tego śniegu. Potem nie mogę otworzyć drzwi wyjściowych, bo na ganku tkwi śliczna zaspa. Jakoś wspólnymi siłami wychodzimy na zewnątrz, bo trzeba. Ja do pracy, chłopcy do szkoły. Jeździ z nami Przyjaciel mojego Starszego Syna, więc uzbrojona w ośmiolatka, kozaki i dwóch nastolatków, myślę sobie, spoko, damy radę. Brnę do garażu podziwiając uroki takiej ładnej zimy. Udaje się otworzyć bramę, bo ta otwiera się do góry. Trochę mnie martwi optyczny spadek z miejsca gdzie stoję w dół na samochód, znaczy się stoję na śniegu, którego jest więcej niż sporo a samochód stoi na poziomie normalnej ziemi. Jakoś trzeba będzie wskoczyć tym samochodem, myślę sobie i wsiadam. Auto stoi zaparkowane przodem do wyjazdu, więc będzie dobrze. Nie jest dobrze. Nie umiem wskoczyć… To śmieszne, ale zakopuję się jeszcze zanim tylne koła wyjeżdżają z garażu….! Do bramy mam około dwudziestu metrów, bo mój ex chciał wypasiony podjazd, ale ten pomysł nigdy jeszcze nie wydawał się aż tak debilnie idiotyczny jak teraz. Trzeba kopać. Co robią nastolatkowie? Otworzyli grzecznie bramę wyjazdową z działki, więc teraz grzecznie czekają aż do nich podjadę i będą mogli wsiąść. Kochane dzieci. I zupełnie nie rozumieją, że mamusia ryczy coś do nich z garażu. Niech podjedzie i powie o co jej chodzi.



Jagna - 11-03-2010 19:57
Już mi się ta zima mniej podoba i moje macierzyństwo też. W końcu dociera do nich, że ich potrzebuję. Idą. Ale śnieg fajny, więc wygłupiają się brnąc w tej bieli po kolana. Czas leci. Już powinnam być na głównej szosie. W końcu uśmiechnięci docierają do mnie i patrzą na mnie zdumieni kiedy ja syczę, żeby wzięli łopatę i kopali przed samochodem. Łopata jest jedna. Mój Starszy Syn, już obrażony na mnie z ociąganiem bierze łopatę i zaczyna leniwie kopać. Co robi drugi szesnastolatek? Gapi się. Wysiadam i z furią wyrywam Synowi łopatę. Biorę się sama za kopanie. Teraz gapią się obaj. Młodszy Syn siedzi w samochodzie i marudzi, że jak tak dalej pójdzie to on się spóźni do szkoły…. Postanawiam go nie zabijać łopatą, bo ta jest mi potrzebna do kopania i ewentualnego zdzielenia obu starszych. Wykopuję korytarz na dwa metry w przód. „Teraz ja jadę a wy pchacie” wydaję jasne i krótkie polecenie. Wsiadam a oni z prędkością żółwi idą na tył samochodu. Ruszam, a raczej próbuję… Oni pchają, owszem. Ale nie wtedy kiedy ja dodaję gazu i na dodatek każdy w innym momencie. Liczę do dziesięciu i w miarę spokojnie instruuję, że mają pchać na „bujanego”. Patrzą na mnie i już wiem, że uważają mnie za rozhisteryzowaną, starą kobietę z PMS-em i klimakterium jednocześnie. Przecież WIEDZĄ. Udaje się podjechać pół metra. Znowu każę kopać i historia się powtarza. Syn kopie, Przyjaciel się przygląda. Mówię do Przyjaciela, żeby też wziął się do roboty. Po trzydziestu sekundach załapuje co mu powiedziałam i zaczyna nogami rozgarniać śnieg. To przykuwa uwagę mojego Starszego Syna, który zamiera z łopatą i się gapi….



Jagna - 11-03-2010 20:00
Dwadzieścia metrów do bramy „jadę” 40 minut. Tyle normalnie zajmuje mi droga do pracy i z powrotem…. Za bramą czeka mnie droga. Droga lokalna, gruntowa, której teraz nie widać aż do najbliższego domu sąsiadów. Chłopcy już nabierają trochę wprawy i chyba zrozumieli, że kiedy jeden próbuje pchać w tył a drugi w przód (tak, tak, to też było) to na wiele się to nie zda i trzeba współpracować. Przy odrobinie szczęścia, po kolejnych piętnastu minutach docieram jakoś do pierwszych śladów innego samochodu, bo tam już mieszkają ludzie i też jeżdżą do pracy w poniedziałki rano. Jadę, buja mnie, chłopaki już nie muszą pchać, bo jakoś dostaję się w koleiny i jaaaadęęęę! Nie mogę się zatrzymać a z daleka widzę, jak przed swoją bramą stoi w połowie wyjechana na drogę i zakopana Sąsiadka z Kopytem (już nie pamiętam dokładnie skąd ta ksywka, ale tak jakoś to było na początku dziennika). Ona też ma synów do pomocy. Na szczęście oni mnie widzą, w mig (to tak można?) oceniają sytuację i pchają z całej siły jej samochód. Z powrotem na podwórko…. Ależ się musiała ucieszyć….Trudno, ja przecież jadę! Dojeżdżam do szosy. Jest bardzo późno, ale już najgorsze za nami a chłopcy zaraz dobiegną za mną i możemy jechać dalej. Ale coś chłopców nie widzę. Po kilku minutach wyłaniają się zza wzniesienia drogi. Idą, a raczej się wloką ciągnąc za sobą łopatę…. Spóźniam się do pracy półtorej godziny. Ale to Młodszy Syn jest najbardziej zdruzgotany faktem, że spóźni się do szkoły i całą drogę jęczy. No proszę, to miło, że mu tak zależy...
A tak na marginesie – uwielbiam moich Synów i Przyjaciela Syna :D



Jagna - 12-03-2010 23:17
Ledwo przekraczam próg wychodząc rano do pracy i już wiem, że coś się zmieniło. Czekam, aż przestanie zawodzić nienaoliwiona brama garażu, nadstawiam ucha.... TAAAK!
ŚPIEWAJĄ SKOWRONKI!!!
Tak więc proszę Szanownego Państwa...
SEZON WIOSENNY UWAŻAM NIEODWOŁALNIE ZA OTWARTY!

Niech teraz każdy sobie z nim zrobi co chce :D



Jagna - 14-03-2010 12:44
Przed chwilą wypuszczałam psy i co usłyszałam?
dokładnie to!
... i jest to jeden z argumentów dlaczego warto dymać te kilometry z pracy do domu. Latem ten koncert trwa cały dzień. A do tego jeszcze w majowo czerwcowe wieczory dochodzą czajki (w czasie godów brzmią dla mnie jak elektroniczne zabawki), bociany, kuropatwy i z daleka cudny słowik wieczorami...

A TO mam nad uchem od połowy lat codziennie, bo kopciuszki co roku gniazdują u nas na tarasie. Najbardziej lubię ten kawałek jakby im się małe kamyczki przesypywały w gadziołku...

No i na koniec popisy gniazdujących u mnie co roku pod dachem szpaków. Ale jak ich nie kochać, skoro dają TAKIE KONCERTY?
.... i dlatego gdy ktoś pyta czy mi się chce tak jeździć to tylko sobie wzdycham. Nie da się w internecie umieścić zapachu koszonych pól, ale to znalazłam: http://www.pkim.org/files/img_0765a.jpg. Też to mamy. Nawet zimą staję czasem i się gapię... 8)



Jagna - 14-03-2010 21:04
Na 26 marca jestem umówiona na ostateczny akt . Notarialny. I cóż, będzie można kopać. Pod ogrodzenie na razie, bo tak naprawdę nie wiadomo jak będzie dalej. Uświadomiłam sobie, że pisałam o tym, że wracam do Warszawy, Bębniarz pisał pięknie o domu rodzinnym, teraz ja piszę znowu, że będziemy się budować…. Oszaleć można z nami, co? :roll:



Jagna - 14-03-2010 21:05
Bo to jest tak: pracowaliśmy oboje jeszcze do września w Warszawie i wyglądało na to, że tak zostanie. Wtedy moja obecna okolica, szczególnie po sprzedaży Podrzutka byłaby daleko i po-co-to-komu. Opcja - mieszkanie w Warszawie, z czasem może w rodzinnym domu Bębniarza – dojazd kolejką do W-wy 40minut, super. Mamy zaplanowane. Ale przecież nie może być za dobrze (a może za źle, jednak?) Praca mi się przenosi o zaledwie 25km od Podrzutka (firma na szczęście ta sama). Ex godzi się na pierwszy podział naszego „nasze”, czyli podwójnej działki Uczciwych Znajomych. On bierze jedną ja drugą. O tym pisałam. I tak oto mam działkę, blisko pracę i Bębniarza, który ma mieszkanie i pracuje nadal w stolicy a jego praca ma taki wredny charakter, że wymaga czasem bycia w sobie (w tej pracy, znaczy) dwa razy dziennie. Bez sensu. W życiu nie będzie chciał myśleć o przeniesieniu się do mojego Obłędowa :(



Jagna - 14-03-2010 21:05
A tymczasem on zaczyna chcieć nie tylko w życiu, ale nawet w jednym kwartale. Coraz częściej mówi o działce, domu z wykuszem i balkonach. Balkonie w projekcie i naszych balkonikach co to będziemy wisieć na nich w wykuszu na starość. Mówi o ewentualnej zmianie pracy na taką, co to nie będzie musiał codziennie na godzinę jeździć. On jest bardzo uzdolniony plastycznie i technicznie, ale o pomyśle na razie nic pisać nie będę. Może sam napisze. Mnie tam wiele nie trzeba. Bardzo chciałabym mieć nadal dom, skowronki, gwiazdy, iglaki i maciejkę na tarasie. Taplam się znowu w marzeniach i planuję. Bębniarz jest w tych marzeniach ze mną. Kiedy ja mówię, że może jednak mieszkanie i działka jako rekreacja, on mówi, że nie. Ma być dom. Z wykuszem.



Jagna - 14-03-2010 21:06
Myślę, że nigdy nie dowiem się czy on tego chce też dla siebie czy on chce tego dla mnie, bo wie, jak bardzo o tym marzę i gotów jest zrobić to bo kocha naprawdę.



Jagna - 14-03-2010 21:07
Tak więc działka jest. Podrzutek – źle skończył – nikt go nie chce. Ex ma swoje plany a Bębniarz nawet nie chce słyszeć o mieszkaniu w domu, którego nie budował razem ze mną. Ja zresztą też już mam swoje wizje. Wizje, które miałam chyba wcześniej, ale w przypadku Podrzutka się nie spełniły i chyba dobrze. Na przykład rustykalna kuchnia. I weranda. I normalna wysokość sufitów w całym domu…. Boję się tych planów i wizji. Boję się zapeszyć. Dżizas! Wkurza mnie to. To „nie-wiem-co-dalej” :cry:



Jagna - 14-03-2010 21:10
Gdyby udało się sprzedać Podrzutka, wszystko potoczyłoby się już bez przeszkód. Pozbyłabym się kredytu, nawet jakieś pieniądze by się pojawiły z podziału. Budując szkieletowiec będzie się może można w parę miesięcy uwinąć i przemieszkać jeszcze w Podrzutku za zgodą nowych właścicieli. Trzeba tylko sprzedać dom. Tylko… Ma ktoś jakiś sposób jak się łatwo i szybko sprzedaje duży dom z dużą działką daleko od miasta? Tu osiedle powstało po drugiej stronie drogi. Wszystkie domy deweloper na pniu sprzedał, są już zamieszkałe od roku i mają się budować następne. Pole golfowe jest rzut beretem. Ślicznie tu… Kto chce, kto?! Buuuu… i co ja mam robić? Szukać projektów, walczyć o pozwolenie na budowę, działkę obsadzać z myślą o budowie, czy czekać aż się wszystko po kolei urealni? To może trwać latami :(



Jagna - 14-03-2010 21:26
O, w takim stylu kuchnię byśmy mieli...
http://foto.ojej.pl/ojej/5/0/5/3/44_...chnie_rus1.jpg
I taką werandę....

http://www.agrolipnica.pl/images/Weranda_small1.JPG

I dużo ślicznych lampek co to by je Bębniarz zrobił....
:(



PBebnirz - 19-03-2010 12:02
8) Taaaa....

Przede wszystkim, chcę tego dla nas obojga Kochanie. A gdyby było coś, co by Tobie odpowiadało a mi niebardzo, to i tak bym się zgodził, bo kocham naprawdę.
Tyle kwoli wyjaśnienia :D
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hergon.pev.pl



  • Strona 8 z 9 • Zostało znalezionych 712 wyników • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

    © Hogwart w swietle księżyca... Design by Colombia Hosting