ďťż
Przejrzyj wiadomości
"Pamiętnik znaleziony w betoniarce" - Yemiołka + Jano




yemiołka - 04-10-2005 18:14

Łups, łups – biegnie stare! [czyli zawsze spóźniona ja w drodze do pociągu]. Ale biegnie pięć razy krócej! Bo ma ścieżkę na skróty!!! odświeżam dla nieuważnego Brzozy :-P

nota bene zwie się ona obecnie ŚcieżkąApaczów, gdyż wydeptana jest na szerokość stopy w mokasynie i trza się prześlizgiwac pomiędzy chwaściorami wielkimi jak dęby...
spomiędzy których dobiega ryk i kwik dzikich zwierząt.

ok, troszkę skłamałam, to tylko wściekły pies sąsiadów.
8)





yemiołka - 26-10-2005 17:23
a wiecie, Ludzie, ze to sie niedługo zmieni! syćko sie zmieni, jak stąd do tamtąd i jeszcze tak ze dwa razy na opak. i lepij, Ludziska, będzie, lepij. jakem łoptymista poprawny. bede se herbatkie z prundem do rogala popijać i zerkać pszes lufcik. bede se tak ciurkiem na te wrony zachrypnięte zerkać i na poranne zorze i pochowam zegarki. o 11:46 wytne se hołubca. jak mi się zachce. a jak nie, to klikać bede, bangbang, jakby mnie dunder świsnoł. bede se chodzić w dwóch różnych skarpetach. w jednej takiej burej, a w drugiej tej w łowickie paski. i pod krawatem, pod szlafrokiem w kancik. bede se................................................ .................................................. ....

...............................

.............................................



yemiołka - 26-10-2005 17:25
............ bede se w chałupie pracować!

za dni 34.

i bede se.............................
.................................................. .........
.................................................. ...................
............
................................
......... 8) 8)



yemiołka - 29-10-2005 22:10
testuję sobie po cichutku online młode wino ze strychu i internetową kartę Plusa.
dają radę....
8)
Wasze zdrowie!





yemiołka - 02-11-2005 09:29
01.11.2005
YEMNIOŁ WIECZOROWĄ PORĄ...

Klepię na kuchennym stole. Lapaciak dobra rzecz – można szwendać się to tu, to tam, tu przykucnąć, tam na kolanku się zainstalować, a i dzieci łomot klawiszy nie budzi. A więc co my tu mamy? Tak na żywca, żeby tu trochę konkreta wrzucić, póki jeszcze się admin nie zorientował i nie wywalił mnie z tego działu za publikowanie bzdur. :wink: Na stole okruszki. Z przodu, nieco z lewej, lodówka do zabudowy. Bez obudowy. Jeszcze dwa kroki przed się i dziura na przyszłościowy piekarnik wyziera, takoż do zabudowy i w retro stajlu. A ponad nią, na fantazyjnie pokręconym kablu pod prądem, na którym zawiśnie kiedyś tam wirtualny pochłaniacz aromatów smażonej cebulki, bujają się póki co: obrazek 10x10 z dobrami natury za szkiełkiem /papryczka, kukurydzka, pieprzy ziarna etc./ od znajomków z Kotliny; jeden z serii pojemniczków-a`la czajniczków, czyli samoróbka ze skóry made by funfel Jarek, nabyta drogą wręczenia w roli prezentu ślubnego; ceramiczne, ręcznie malowane mikrokierpce, w roli schedy przytachanej z rodzinnej chaty. Tak to mniej więcej wszystko póki co wygląda. Dziwacznie i na krzywy ryj.
Sajgon wieczorny po prawej. Sterta prania wysiudana z suszarki rozpycha się na turpistycznie zużytej wersalce i nikt nie chce się z nią zaprzyjaźnić. Stary się wypiął, polazł na strych. Ja klepię, więc mam wymówkę. A niech se tam leży. Kocur się do niej systematycznie, w milimetrach przysuwa, korci go miękka wyściółka. Siorb herbatki i powolny szelest papierka. Mniam, batonik kokosowy. Czysta rozpusta i dżinsy o numer większe, ale co tam. No więc tak – na kominku kurczy się i marszczy śliczna kolekcja zaduszkowych dyń. Nie krzyczcie przeciwko zmianom obyczajów, jeśliście sami nie zaznali fajności w dyni dłubania i radości dziecięcej z tychże cnych poczynań /upssss, czytam se Sapka, rzuciło mnię się na język, będąc starą czytelniczką 8) /. A w kominie na pomarańczowo tańczy się gorące tango. Widzę tylko kawałek, bo przy szybie suszy się bluzeczka na jutro i zasłania. Bez kołnierzyka. A zresztą, nie mogę się za bardzo rozglądać, bo szlag mnie trafia, że takiego syfu demiurgami jezdeśma. Pół dnia sprzątania, a wieczorem w pokoju jesień Średniowiecza. Jakaś chroniczna porażka.
Hmmm, z tym wystrojem wnętrz to też póki co u nas nie za bardzo. Lepiej się gada o tym, co będzie, niż o tym, co jest. Bo jest, jak to mężuś ostatnio odkrywczo stwierdził, niemalże akademik jakiś. Oczywiście przesadził z deczko, bo nie mamy wszak na suficie lamp białych w kształcie naleśnika i zasłon z płótna workowego, drukowanych w nagonasienne kwiatki. Choć liczba pustych butelek po piwie zaiste bliska akademikowej. Ale mimo wszystko ukryta w korytarzu, nie wyściela podzwaniającym szkłem linoleum tuż za progiem. No i kominka w akademiku nie uświadczysz i innych tam takich, co u nas, jakby na to nie patrzeć, som. Ale jednak – kalendarz na rok 2002 na ścianie /z rewelacyjnymi grafikami Macieja Bochużyńskiego – żal schować do szafy, a w ramki obrazków oprawić ni ma kiedy, więc se wisi, a co/ i karnisz obok niego krzywy, bo Marcel się maniakalnie wiesza na firance, stwarzają stosowny nastrój. Drzaźni coraz bardziej barwa ścian jasnozielonoburawa, po trzech latach palenia w kominku, zamiast wymarzonego koloru półsłodkiego czerwonego wina. Nie przymierzając, na ten przykład Kadarki. Sufit jak w chacie kurnej, z objawionymi jakiś czas temu spękaniami od żeber. A chciałoby się drewniany...

O rany, ciąg dalszy być może nastąpi, zapomniało mi się, że arbajt pili. Więc se teraz poklepię troszkie służbowo, a potem się zobaczy. Adijos!



yemiołka - 04-11-2005 11:06
03.11.2005
CYRK NA KÓŁKACH / Słowo się rzekło, odcinek łesternowy trzeba wklepać. 8) /

Lubię siermiężność i kocham ulotne klimaty, i platonicznie szkoda mi przeszłości odchodzącej na wieki wieków amen. Moje najbardziej klimatyczne i ulubione wspomnienia z dzieciństwa wiążą się właśnie z różnymi dziwactwami – z mgiełką wrażeń z wizyty z Babcią Zosią w Hali Targowej, w czasach gdy królował tam półmrok i pewnie brud i syf, a z całą pewnością stada gołębi pod sklepieniem. Z mistycyzmem targu na Krakowskiej, odwiedzanego z Dziadkiem Sławkiem, z wydestylowanymi emocjami, ciężkimi od tajemnicy, które latały nade mną podczas prześlizgiwania się pomiędzy kaprawymi budkami pełnymi zardzewiałych śrubek i stert wygrzebanych nie wiedzieć skąd dziwadeł, potrzebnych tylko tej bandzie dziwaków i nikomu więcej na świecie. Ze stadami saren w Parku Zachodnim. Z łażeniem tamże po różnych wądołach i zaglądaniem w zakamary, z wydłubywaniem pozostałości po poszukiwaczach skarbów – buteleczek po przedwojennych lekach i perfumach, porcelanek od piwnych butelek, kawałków kolorowych kafelków. Z „widoczkami” zakopywanymi pod ławką przed blokiem. I z objazdowym cyrkiem. Pamiętam cyrk z dzieciństwa, wypasiony, z kłusującymi końmi ustrojonymi strusimi piórami, z lwami i ze słoniami, które treserzy przeprowadzali przez Powstańców Śląskich, by popaść je na naszym podwórku /słonie, nie lwy, rzecz jasna/, a my karmiliśmy słoninę jabłkami i dosiadaliśmy jej, skacząc nań z półokrągłego bunkra /Dżizu, czuję się jak megastara baba, wyszło to jak wspomnienia z Międzywojnia prawie :lol: /. Było, minęło. No i dobrze, biedne te lwy i słonie, ciągane w tę i z powrotem i traktowane z buta. Choć i tak biedniejszy schabowy na talerzu, jakby na to nie patrzeć...

A potem mi się zapomniało. O widoczkach, porcelankach i cyrku. Aż do lata tego i nadmorskich atrakcji, gdy cyrk przyjechał i poczuliśmy radość pierwotnych rozrywek. Chleba i igrzysk! Czemu nie...? Bawił nas klown, podkochiwałam się w akrobacie Saszy, a mężuś w akrobatce Alinie, byliśmy kwita. OK, pewnie jesteśmy prostymi ludźmi, ale mam to gdzieś.
I zawarliśmy niepisany pakt o wspieraniu żywej historii – kupujemy bilety do cyrku, bo szkoda nam tego świata.
Tak więc, kiedy załopotały w centrum wiochy kolorowe plakaty – na słupach, płotach, sklepach i chacie sołtysa – już wiedzieliśmy. I zaczęliśmy niecierpliwie przebierać kopytkami.

Niewielki namiocik w paski zaparkował na boisku „Sokoła” Smolec. Tego tu jeszcze nie było...
Cyrk „Arizona”! – szykowało się siermiężnie i w to nam graj. Publiczka szczelnie wypełniała drewniane półkole ławeczek, a Facet O Brudnych Rękach kręcił w kącie watę cukrową. W urządzeniu, które z pewnością zafascynowałoby Sanepid – w czerwonym, ogrodowym, plastikowym stoliczku wyrżnięta była dziura wyłożona blachą i tyle tego.
Cóż, o Saszy mogłam sobie tylko pomarzyć – akrobatą był tym razem staruszek wagi koguciej, gibający się na piramidzie z rur – no ale nie można w życiu mieć wszystkiego :D. Na pocieszenie jednak w numerze indiańskim i akrobatycznym wystąpił również absolwent Julinka - goneropodobny typ o wygolonym karku, więc nie było tak źle. Obsada 6-osobowa, w przybrudzonych ciuszkach. Na wstępie Pani Z Błękitnymi Cekinami, nota bene Bożenka, poinformowała stanowczo o surowym zakazie palenia, spożywania alkoholu i fotografowania. Tenże ostatni kontrolowany był najbardziej rygorystycznie, z awanturą w trakcie spektaklu włącznie, z czego wysnuliśmy niezbity wniosek, że cała urocza obsada jest poszukiwana listami gończymi. Rzucanie nożami było i siekierami takoż – czy też tomahawkami raczej, zważywszy na pseudostylistykę. Rzucanie do pań stojących przed drewnianą deską, kłaniają się Wieki Średnie jak nic. Chłopaki dawali radę /Duo „Arizona”/, a my padaliśmy ze wzruszenia. Było chlastanie biczem i kolebanie lassem. No a potem Wołodia gibko miotał się piłeczkami. A jeszcze później mój mężuś dał czadu - zawsze wiedziałam, że arena to miejsce dla niego. Rzuciło się me słoneczko w wir walki o szampana, w niebylejakim zadaniu – trzeba było dwukrotnie objechać arenę... stojąc na końskim grzbiecie. Mężuś zrypał się oczywiście na pierwszym wirażu /ale z wdziękiem, Batman sie chowa :wink: /, ubaw miałam po pachy, ale co Wam powiem, to Wam powiem - w tej czarnej koszuli na tym rumaku to wyglądał naprawdę jak Bohun. Zresztą zrypali się wszyscy, bo nie dało rady inaczej, w związku z czym nasunął nam się wniosek nr 2, że tego szampana cyrkowcy już czwarty rok wożą, jak nic. Konkurs bez szans na wygraną.
A najpiękniejsze w ogóle było to, że do cyrku przylazła cała żulia, najgorsze zakapiory porzuciły nalewki na przystankach, bo takiej atrakcji nawet oni nie mogli przegapić!

A potem wracaliśmy do domu Aleją Dębów, po ciemku, w wielkiej wsiowej gromadzie, i tyz było klimatycznie.
Zwłaszcza, że dokładnie nad naszym domkiem, już w samotności, zaszumiała spadająca gwiazda...
I jak tu nie wierzyć w bajki...?



yemiołka - 25-11-2005 15:19
w ten dzień, gdy nie mam rękawiczek, mogę tylko zacytować Wagla... 8) 8)

Myślę sobie, że
Ta zima kiedyś musi minąć
Zazieleni się
Urośnie kilka drzew
Niedojedzony chleb
W ustach zdąży się rozpłynąć
A niedopity rum
Rozgrzeje jeszcze krew

Zimny poniedziałek /vel piątek :wink: /
Gorącą stanie się niedzielą
To co nie pozmywane
Samo zmyje się /otóż to! :lol: /
Nieśmiały dotąd głos
Odezwie się jak dzwon w kościele
A tego czego mało
Nie będzie wcale mniej...

Choć mało rozumiem
A dzwony fałszywe
Coś mówi mi, że
Jeszcze wszystko będzie możliwe /!!! 8) /

Nim stanie się tak
Jak gdyby nigdy nic nie było
Nim stanie się tak
JAK GDYBY NIGDY NIC



yemiołka - 06-12-2005 00:16
Oho, nadeszła pora Świętych Mikołajów....
Już słyszę, jak chroboczą w kominie. Jak się przepychają namolnie, rolując sadzę i niezdarnie zadzierając kiece. A dzieci niespokojnie próbują zwalczyć sen i wysuwają pięty spod kołderki......
A ja herbatkę siorbię i ręką lewą wyciągam z kabury grubą szklanicę na domowe wino.
Bo gdy już się przecisną przez kominek, na pewno nie odmówią, jak co roku 8) 8)



yemiołka - 08-12-2005 11:40
RATUNKU, POMOCY!

Wypełzają z ciemnych nor, zakurzonych zakamarów, dziur i szpar, zza nocnych mar, diabłu z kieszeni, z nocy, spod ziemi..............
I sieją dreszcz i rodzą krzyk, i z ich przyczyny nerwowy tik..........
Gdy pełzną, powłóczą odnóżami; obrzydliwość ciągną za sobą włochatymi mackami.......

Testery reakcji niekontrolowanych. Próbniki fobii. Prywatne zombie!

:roll:
.....................



yemiołka - 27-12-2005 23:27
ROSÓŁ I MARTINI, 22:43

Popijam martini z kubeczka, bo szkło się kąpie w hałaśliwej zmywarze, i gotuję rosół. Rosół składa się głównie z marchewki i cebuli, odgrzebanych w lodówce, oraz kostki rosołowej. Dziś w sklepie poświątecznie był tylko chleb i sól. I martini. Być może nie jest to najlepszy pomysł, ale już gotuję... Jak nie będą mieli wyjścia, to zjedzą. :roll:
Popijam nie za dużo, żeby nie wykipiał, no i muszę jeszcze dziś ułożyć plan dnia. Troszkę tego na jutro. Jakaś tajemnicza paczka we Wro do odebrania. Likwidacja firmy – a co mi tam... Odbiór efektu licytacji na Allegro. I przepychanki w Liroju z okazji ostatnich dni remontowej. Do tego wsjego nerwy pulsują jak żyły na amstafie, przy refleksji, czy nasz czteroślad to wytrzyma. Bryczka jest zdecydowanie w stanie agonalnym, działa w niej niewiele, a to co działa, działa głównie dzięki dużej ilości sznurka i taśmy klejącej. Nie zmyślam! 8) Przyszła kryska... W tym miesiącu rozpada się co chwilę coś nowego /tzn. bardzo starego/ - jeszcze niedawno wydawało nam się, że może autko za grosze opchniemy w całości, potem liczyliśmy na opchnięcie na części, teraz stwierdzam, że z tych części to właściwie niedługo tylko ten sznurek zostanie w miarę do użytku.
W styczniu trza cuś lepszego kupić, ni ma bata. /Nota bene – trudno nie będzie, każdy inszy będzie lepszy... Choć troszkie babci sierrki żal/



yemiołka - 28-12-2005 22:55

I przepychanki w Liroju z okazji ostatnich dni remontowej. nie było tak źle. póki co:
3 klamki, 3 dekory duże, fajowskie; parę metrów okładziny ściennej a` la stara cegła - do saloonu /lekka kicha, bo gipsowa, ale lepsze to niż nic; tzn. bardzo git, dopóki się nie zacznie skrobać palcyma/ i cegiełek klinkierowych zwanych "wiśnia" - do kuchenki /mrozoodpornych, hehe. tak se innowacyjnie wymyśliła, zobaczym, czy dadzą radę... 8)/.
2 puchy bejcy zwanej "mahoń" - do kuchennych drzwiczek /made by Jano/ i spray w kolorze miedzi nie wiadomo do czego, ale na pewno się przyda! :wink:
acha - i klopdeska drewniana :lol:

z wczesniejszych zdobyczy: okap kuchenny i piekarnik do zabudowy /amica, retro, śliczniusi/ - w końcu!!!

lezę powciskać fakturki do segragatora, zanim je psy lub dzieci pomamlają... :roll:



yemiołka - 23-01-2006 23:31
zimno. zzzimnooo...
siedzimy w qcki przed kominkiem. my, dzieciaki, psy i kot.
stroszym piórka...

a serce domu nigdy nie wygasa 8)



yemiołka - 23-01-2006 23:35
swoją drogą to dziwactwo. te minusowe odczuwam w tym roku wielokroć bardziej niż ostatniej zimy, gdy ganiałam świtem przez Syberię na chronicznie spóźniony autobus 507 z niesprawnym ogrzewaniem. a teraz rączka mi histerycznie przymarza do klamki i nawet na sanki się nie kce.
mięczak się ze mnie w tych domowych zrobił i tyla. do kroćset! :-?
bywa i tak...



yemiołka - 23-01-2006 23:49

. Na pocieszenie jednak w numerze indiańskim i akrobatycznym wystąpił również absolwent Julinka - goneropodobny typ o wygolonym karku, więc nie było tak źle. ha! ---> dzisiejszy Sztefen, co lubi się zakładać - na zakończenie siekierką rzucał dokładnie tenże gonerowaty... powiało Arizoną i wzruszyliśma się :lol:



yemiołka - 29-01-2006 23:59
Jeszcze słów czy, zanim znów zapadnę na kolejny miesiąc w zimowy sen :wink: = a więc póki pamiętam i na serio:

WSIOWA EDUKACJA, czyli buda

Różne nam się wersje pałętały po czerepie, ale dobrze wyszło, jak wyszło /jakoś tak to bywa, że mimochodem a dobrze wychodzi -> albo to fuks chroniczny, albo umiejętność przekabacania, bo nie ma tego złego.../.
Dziecię uczęszcza do wiejskiej i teraz widzimy tego rozliczne plusy - choć w fazie wątpliwości, przyznaję, mnogość minusów się pchała na myśl.

No więc tak - piechotką 3 minuty, swojskość i ciepełko. Ustalona tożsamość. W murach i poza nimi = pani dyrektor zna kurczaczki po imieniu, a dziecię czuje się związane z miejscem, w którym mieszka i schizo miejsko-wiejskie mu nie grozi. No i najważniejsze – koleżaneczki za płotem! To podstawa. Widzę, jak córka sąsiada, dowożona do Wroc., w czasie wakacji wisi na płocie, samotna i wyalienowana, żal patrzeć...
A poziom szkoły – wydaje się, że będzie dobrze. Wszelkie wrażenia jak na razie pozytywne.
Póki co pierwszak, jak każdy pierwszak, panią swą wielbi, a i przyznać trzeba, że pani owa jest z sensem. Inne panie też niczego sobie. Dyrektorka z wielką klasą. A wuefista... hmmm... :wink:

Takoż wiecie-rozumiecie – nie ma się czego bać. Stereotypom szepczę „Nieee” i muesli jem z rodzynką. Dobranoc Państwu!
8)



yemiołka - 30-01-2006 23:55
hihihi
czytam se 13 kotów i kawałek Kalickiego :lol:
daje radę.

CO ODNOTOWUJĘ TU NIE WIEM ZUPEŁNIE PO CO. 8)
hmmmm... po to pewnie, by mi nie uciekł kolejny dzień. bo połapać ich ostatnio nie mogę... galopują tygodnie jak szalone... a na podwórku lód /na zegarze wieczór.../ i popiołu bezlik mikroelementów. diamentu brak. póki co,,,,

acha. u A. był dziś pyszny budyń malinowy. i zimne grzane wino.

co oczywiście zupełnie nie ma nic do rzeczy...
dobra, idę wywlec pranie z praleny... żeby nie było. pa!



yemiołka - 01-02-2006 00:35
eee, miałam zapadać w ten zimowy, ale coś mnie ostatnio grafomaństwo bierze po północy. więc wyłażę z krypty i skrobię...

kurczę, wiecie co, chyba zacznę kota na smyczy wyprowadzać :o
cuś go opętało ostatnio i wypuszczony na wieczorne siku zmywa się i gdzieś dekuje w jakiejś koszmarnej norze. do tej pory takoż pałętał się po okolicy, choć zazwyczaj jednak warował pod chatą albo na garażu, albo na skrzynki kwiatowe pod oknem kicał, robiąc rumor potępieńczy, gdy chciał się jaśniepaństwu przypomnieć, by go wpuścili na saloony. tera znika w 60 sekund /hihi, a wiecie, że Chuck Norris ogląda 60 sek. w 20 sek.? :lol: / i wraca rano. zeszmacony. śmierdzący. bardzo śmierdzący. k... oszmarnie i ohydnie. w dodatku wszystkie białe elementy futrzak zrobił se na szatyna. fuj. muszę go wykąpać, no nie ma bata. rany!! w życiu kota nie kąpałam :roll:
...w związku z czym mój drogi mężuś zakupił szampan dla psów o zapachu rumiankowym 8) 8)

jeśli się jutro nie odezwę, to wiecie co?
nic innego, jak pazurki zbyt mocno zaciśnięte na mej szyi.
trzymajcie kciuki!



yemiołka - 07-02-2006 18:27
no to mam nerrrrrrrrrrrwa :x :x
właśnie wydłubałam ze skrzynki rachunek za energię elektryczną, zimny i miękki od śniegowej wilgoci.
szarpię kopertę zębami i z serca drżeniem, bo to pierwszy od czasu porzucenia elektrycznego konkubinatu z całą ulicą.
no i szlag.
taniej, k..., być miało...............
takoż w imię tej idei mamy do zabulenia statystycznie 3 razy więcej :-?

dotychczas była 1 linia z 1 licznikiem i 1 rachunkiem na 1 sąsiada; każdy z nas /kilka domów/ miał swój podlicznik, o wątpliwej wiarygodności zazwyczaj, ale jednak, dający pogląd na zużycie jakiś tam.
i na podstawie tego poglądu jakiegoś tam robiliśmy zrzutę vel rozliczenie. sporo frycowego do płacenia było takoż, no ale mniejsza z tym...

wszystko to ze względu na brak trafo, która już jednakowoż jezd. kilku sąsiadów odłączyło się wcześniej, my zwłóczyliśmy nieco, bo brak kasy na elektrykę. w końcowym etapie rozliczaliśmy się z 1 sąsiadem, który nie zużywał dużo, bo jeszcze nie mieszkał. wychodziło tego +/- kole 350 na 2 miechy do podziału.
no a teraz przylazło to zapłaty jedyne 650 :cry: - tylko za nas; fakt, że od 03.10 do 25.01 rozliczenie, ale nie podoba mi się.
bo kulce piecone my w ogóle nie grzejemy prądem praktycznie....
ino jakieś 5 minutes przy kąpieli dzieciaczków w łazience grzejniczek olejowy.
hmmmm, to takie są standardy cenowe? nie podobają mi się :o
już nawet czajnik elektryczny wyrzuciliśmy dobry czas temu :roll:

zawał nagły, bo żeby to jeszcze po części płacić można było. a tu hurtowo, raz na 100 lat, bo dziadom się nie kce przyjechać odczyt zrobić i wysyłają mi pocztówki, że niby nikogo w domu nie było... ino kluczyk od skrzyni mają, więc niech łobuzy nie kitują.

acha, kto mi rozszyfruje co zacz "opłata przesyłowa zmienna"?
w tym cenowy sęk...

pa, idę na czekoladę, ukoić nerw.



yemiołka - 12-02-2006 00:39
no i się kocur doigrał...
ledwo się do chaty doczołgał...
ogon ma wyszarpany do kości... :o
to musiała być piękna kotka...

--------------------------------
przy okazji - przypadek ojcem wynalazków. co zrobić, żeby kot w domu siedział? trzeba urwać mu ogon :wink:
od razu mu się odechciało łajdactw...

/już można się z biedaka nabijać, bo w międzyczasie wrócił do formy. 8) /



yemiołka - 12-02-2006 01:07
ps.
dzisiaj sprzątając chatę znalazłam następującą ulotkę/etykietkę towarową/czy jak zwał, tak zwał:

"NOS KLAUNA

Nos klauna to tani, dowcipny dodatek do stroju na każdą imprezę, zabawę. Jeśli chcesz zostać prawdziwym, zabawnym klaunem to musisz go mieć.

UWAGA: Wyrób nie jest zabawką"

:lol: :lol:

poza tym wszyscy zdrowi 8)



yemiołka - 26-03-2006 23:06
hej, to znowu ja :wink:

słuchajcie, czyżby, jednak, naprawdę, mimo wszystko.... wbrew pozorom... i oczekiwaniam naprzeciw...
PRZYCZOŁGAŁA SIĘ WIOSNA???
dziś 13 na rtęci słupie i choć słoneczko dopiero wieczorkową porą przebiło się przez deszcz, było cudownie. poleciałam przed zmrokiem z kundlami na pola ponurzać się ciepłej mgle, między pośniegowymi bagnami.

nimfa błotna :lol:



yemiołka - 26-03-2006 23:20
acha, a widzieliście to wczoraj? Ostatni Mohikanin...
na bardzo małym niestety ekranie i poszatkowany reklamami łupieżu, ale na szczęście na jedynce "Patriota", więc można się było przełączać, nie wypadając zanadto ze stylistyki, bo fatałaszki aktorzy dość kompatybilne.

ech, rozwalił mnie znów muzą i indianerstwem. po prawdzie, chłopcy też byli niczego sobie 8)

kiedy pierwszy raz widziałam ten film, wieki temu, w świętej pamięci "Klubie Dziennikarza" we Wro, wraz z dwoma mymi wiernymi druhami, z którymi rozumieliśmy się bez słów, po fakcie wybiegliśmy z kina i pędziliśmy tak, nie bacząc na świateł kolor, byle najdalej od pragnącej nas pożreć cywilizacji. dopadliśmy placu Teatralnego i dopiero tam, wśród nocy i starych drzew, można się było zatrzymać.
i słuchać w ciszy tych naszych żali, smutków i tęsknoty.
za pięknem. i nie tylko za tym...



yemiołka - 02-04-2006 23:22
naprawdę nikt z Was nie lubi Mohikanów? 8)
***

słuchajcie, poratujcie... do tych to z Was, co się poezyj nie boją...
czy wiecie, któryż to z poetów nazwał platana "drzewem-mapą"? znaleźć nie mogę.

ps. przywiozłam se dziś z lasu kamienia i trochę mchu................
i nieoceniony depozyt wiosennej radości życia.



yemiołka - 22-04-2006 22:11
otóż bywa i tak...
byłam se niedawno świadkiem na ślubie znajomych, których znam z Internetu i którzy sami się w tej Wirtulandii poznali :lol: bynajmniej nie na stronie www.randkiiinnnehece.eu 8)
fajnie, nie?

a wczoraj ostateczne otrząśnięcie się po zimie! tańce w zadymionej spelunce, tego mi było trzeba 8)

i szoruję palce po grzebaniu w ziemi.
ale to już dziś w ogrodzie grzebałam, a nie wczoraj pod knajpą :lol:
czy Wy używacie rękawiczek w ogródku? ja ciągle gubię... i grzebię na żywca. biedne moje rączki, ale co tam...

udało mi się przekonać bejbi, że dżdżownice są OK.
przedtem zwiewał na ich widok, teraz każe mi je wybierać i układać na trawie i się zachwyca: "oooo, jaka piełkna!!!" 8) 8)

pozdrowieństwa...



yemiołka - 24-07-2006 01:30
Ech, odgrzebałam se... TO. Znów mnie dopadła pętla czasu. Nonszalancko wokół szyi zaciśnięta. Nie wiem, co ja tu robię, muzom a sobie, nikt tu nie zagląda wszak, ze mną włącznie, no bo i niby czemuż. Nic się tu nie dzieje, jak w polskim filmie. Czasami spojrzę tylko w lewo, a potem w prawo. Albo odwrotnie. Mniejsza zresztą z tym...
Uff, wypalam trzewia napojem brązowym prosto z zamrażary, pod imperialistyczną nazwą c...-c... Ciepełko. A komary walą pięściami w brudne szyby. Choć w sumie nie, już ucichły, to robię przeciąg. Nie marudzę, że świeci. W dzień. Tak bardzo. W końcu taki jeden, co ma teorie spiskowe, rzekł, że w przyszłym roku lata może nie być. W ogóle. Hehehe. Fascynują mnie takie spiskowe. Więc cieszę się mlaskaniem słońca liżącego skórę.
Taaak.
Dobrze mieć ziemię czarną, nie trzeba na nią tyle lać, co na białą. Ale dziś jednak lałam, na słoneczników i rudbekii optymizm, na gęstniejącą milinową zasłonkę, na lawendę, no i dużodużo na żywopłot, rośnij, rośnij, okrąglutki... Bo sąsiad budować się kce. Heh, rozpoczął w maju działania bojowe, zaopatrzony w armatkę roundapu i udało mu się wygrać pierwszą batalię. W związku z czym na laurach, a właściwie na spłowiałej lebiodzie spoczął. A lebioda zaczęła po cichutku dywersję i znów górą – jakąś dwumetrową, pi razy stare drzwi. Tak.
Kanalizę mnie robią. Jednak! Pobaźgali hydrancik przed chatką na pomarańczowo i ryją. Daleko jeszcze, ale się w końcu doryją. Ryje również kret. W poszukiwaniu kreta ryją psy. Takoż i owakoż trawnik nasz składa się obecnie w 5% z trawy, w 25% z koniczyny, w 20% z mleczy, w 10% z chrzanu i w 40% z dziur pokretowo-popsowych. Aż mi się na nich kosiara upsuła i łamie jej się rączka i odpadło kółko. Jutro będziem robić z kosiary pojazd MadMaxa za pomocą distalu, blach i śrub – czyli kreskówki „Sąsiedzi” ciąg dalszy. Bo my nie takie głupie ludzie, żeby zaraz po nową kosiarę lecieć, jak można starą zmadmaxować i amortyzować jeszcze /choć i tak z wystawki i zamoryzowana do bólu, po prawdzie..../.
Tak.
Źle posadziłam palmolistnego k. i hortensję, i rododendron. Wszystko wypad. Na jesień. W zeszłym roku były twarde jak Roman Bratny, ale teraz słoneczko je bezlitośnie zwęgla i muszę palmolistnemu k. zrobić parawanik, pani mi powiedziała. Ogrodniczka. Bo w półcieniu być mają, a ja to miałam gdzieś, no i teraz mam. Palmolistnemu k. zwijają się z bólu listki i nie ma sił na żadne nówki.
Tak.
Ha! Powim więcej! Podejmę morderczą próbę zamieszczenia tu foty. W końcu człowiek uczy się całe życie. Ja też. Póki co kwiatki nie będą nasze, ale z dzisiejszej posiadówy 80 km na pn.-wsch. od Wro., u takich jednych miłych od lat. No chyba, że się nie uda...
Wtedy się poryczę i pójdę w końcu spać.
To dobranoc!

8)



yemiołka - 24-07-2006 02:11
ojoj, za dużżże wciąż. na dzisiaj tyle. lezę ryczeć. :lol:
--------------------------------------------------------------
a jednak wróciłam :lol: :lol: /jak Roman Bratny.../

kosz przytachany przez lato dla Was, a ja w komarrra
8)
http://img465.imageshack.us/img465/1508/koszlb9.png



yemiołka - 24-07-2006 02:53
hmm, wzięło mnie. :lol: jeszcze wczorajsze prosto z drzewa.
i już naprawdę spadam. hej!

http://img146.imageshack.us/img146/5941/kwasnecd5.jpg



yemiołka - 24-07-2006 17:51
właśnie gotuję pomidorówkę... 8) impresja soczystego pomidora na kuchennym blacie made by Jano. 8)

http://img318.imageshack.us/img318/5...dory019hn6.jpg

deszczu, przybywaj!
ps. no i z zasadzki rozryli tak, że nie można było z chaty wyjechać. :o zero informacji. a tu stary z zębem tragizujący nie mógł do dentysty. taaaa, działo się. ale jam jak Bratny R., jakoś przeszłam przez to hipochondryzowanie :wink:

idę zupę lać.
bje...



yemiołka - 31-07-2006 21:57
deszcz online. właśnie przyszedł.
szumi, szeleści, szemrze, szepce, się szamoce w rynnach pourywanych......
odrdzewiacz traw.
jeden pies w domu, drugi pod tarasem. słuchamy deszczu z mokrą sierścią.
wąchamy wilgoć chłodnymi nosami.
a dzieci słodko śpią...



yemiołka - 04-11-2006 00:10
ze mną jak z drogowcami.
znów mnie zaskoczyła zima.
dalie niewykopane, wiosenne cebulki niepogrzebane, krzaczki nieprzesadzone [no naprawdę, nie przesadzam! 8)] - znów im będą spadać lawiny na łeb [posadziłam niefortunnie rododendroniki na przedłużeniu linii dachu].
nic to, grunt że w kominie gra i można wygrzać kości [tym razem drewno zakupione w sensownym terminie, w dodatku suche, w dodatku duuużo go - no normalnie cud nad Odrą! 8)]

i nakryliśmy w necie przypadkiem soffkę-zjawisko!
skórzana, czerwona, dziwaczna, wielka, z wirażem, w cenie okazyjnej, w dodatku we Wro.
nie przepadam za skórzaną kanapowością, ale przy kominku/dzieciach/zwierzach to się zrobił imperatyw...
zwłaszcza, że obecne meble są sprzed naszej ery, recycling po prostu.
zorganizowaliśmy ekspedycję rozpoznawczą...
no i kurdeż kiszka!
okazało się, że mebel produkowany jest dla niemieckich tyłków [końcówka serii czy odrzut jakowyś, został w kraju], które chyba twardsze są niż polskie. kokosiliśmy się na mebelku dość długo i rozmaicie, ale wrażenia te same i niezmienne - jak na lekarskiej kozetce.
no i cóż, trza było porzucić ułudę, posyłając jej na pożegnanie spojrzenie powłóczyste i tkliwe, bo mieć mebel dla wyglądu to jakoś tak nie ten tego...
szkoooda, zwłaszcza że w trakcie kokoszenia udało nam się stargować 200 w dół i transport gratis :wink:



yemiołka - 04-11-2006 22:54
se z zaskoczenia wklepałam kolejny bezsensowny odcinek i udaję, że tu byłam przez cały czas 8)
i oł, kulce, cytają! :o [taka byłam sprytna, że se sprawdziłam tym razem ilość wyświetleń, no bo nie wiem, nic do mnie nie gadacie...:P]

no więc tak...
błoto przed chatą okrutne. zrobili kanalizę [ale bez przyłącza do chaty], wyprostowali drogę [zrobiła się dwupasmówka niemalże], rozjechali jeżyny... wygląda to wszystko kosmicznie syfiaście, bo na w miarę stabilny gruncik wielka łycha wywaliła glinę i wymieszała wszystko precyzyjnie, mlask, mlask. tera się nawet krowa może od niechcenia i bez przytupu utopić na tej urokliwej osiedlowej drodze. z braku krów [skąd na wsi krowy, no panie, co pan?!] zabulgotała dzisiaj śmieciara i w mazi poległa. panowie znienawidzili nas zapewne, obdarzając równie ciepłym uczuciem nasz wypchany śmietnik, kiblując w deszczowo-śniegowej burzy jakieś okropnie długie godziny. w końcu przyjechała druga śmieciarka i uratowała tę pierwszą, która romatyćnie, niczym titanic...
bardzo nam się to wszystko podobało, tkwiliśmy w oknie, pomachując do panów bezczelnie - w końcu to jakaś atrakcja bardziej wysublimowana niż sąsiad z kulawą nogą...
:wink:
no i to właśnie było dziś. tak, tak, różne arcyciekawe rzeczy dzieją się w naszej wsi [czasami nawet przeleci meteoryt!!]

powiem więcej - kto wie, może będą fotki? muszę pogrzebać.
no to bje!



yemiołka - 04-11-2006 23:03
no dobra, to próbuję, już zapomniałam, jak to z tymi fotkami było...

http://img502.imageshack.us/img502/9482/drogaaq3.jpg

czyli wdziewamy białe lakierki i zasuwamy spacerkiem do kościoła :wink:



yemiołka - 04-11-2006 23:20
tak było przedtem...

http://img236.imageshack.us/img236/4...2006014dg5.jpg

czyli Żółty Potwór toczy nierówną walkę z Dzikim Bzem.
smętek, ponurość i dziki gon...
z kuchennego okna.



yemiołka - 04-11-2006 23:38
a tu jeszcze ilustracja do historyi, która będzie następnym razem, bo obecnie i niniejszym mi się nie kce. 8)

http://img243.imageshack.us/img243/2...iana031lk6.jpg

czyli The Wall, a Pink Floyd gra i bucy...



yemiołka - 08-11-2006 10:21
no właaśnie, przed chwilą było o marnym końcu jeżyn i dzikiego bzu /ten żółty potwór to z okazji kanalizy rzecz jasna/, a teraz to dopiero mam destrukcję za oknem! :cry:

siedzę sobie tyłem do muru /tego co powyżej - fot./, kawę siorbię, a mężuś wpada z rozmachem przez zielone drzwi, gdyż tacha do kominka drwa i sapie.
- co to za melodia? - pytam, bo coś rytmicznie zawodzi, melancholijnie, ale ładnie dość. dało by się z tego zrobić jakieś oratorium... :wink:
- motorowa piła... - rzecze znad dębiny i sapie zamiast kropki.
- acha. siorb.

kubka dno, więc ruszam się z recyclingsaloonowegomebla, przeciągam, synchronizując ospałość ruchów z niedbałą mruczanką czarnego kota, kroczek w przód i.... ałć! normalnie serducho pika! piła motor za oknem!
aaaach, orzech!!!
cudowny, piękny, cenisty, rozłożysty, przepysznie płodny, ogroooomny orzech poszedł pod nóż...
zasadniczo - co mnie to? nie moja działka, nie moja życia koncepcja.
ale żal, każdej sztuki przeszłości i piękna żal, gdy daje gardło.
bo zmieściłby się siąsiadowi

dom

obok...

:roll:



yemiołka - 10-11-2006 23:12
no i znów....
indianerstwo mnie bierze... 8)
właśnie skończył się był "Tańczący z wilkami".
gdy widzę tytuł w telewizyjnym programie, jawi mi się jako ładniutki kicz, nawet za bardzo nie ganiam za pilotem, ale wystarczy, że przegalopują po ekranie dwie pierwsze minuty i OkropnieNiesmowiciePilna robota idzie w odstawkę, a ja idę w hipnozę.
szklane paciorki, frędzelki, konie w łaty, pióra we włosach - to mnie bierze /no mówiłam/:lol:
cukierkowe zachody słońca i w ogóle... :wink:
a potem smętne kiwanie główką nad wielkością najbielszej z ras, co tak ślicznie potrafi wszystko puścić z dymem.
kiwanie główką także nad samą sobą, od czasu do czasu muszę sobie pokiwać, gdy zaczynam się zastanawiać, po co nam to wszystko.
kolejny kubek.
czerwona sofka.
firaneczka,
salatereczka.
wypasiona dachówka.
klinkierowa cegłówka.
panele
i inne duperele...
tak, tak, daliśmy się wmanewrować.
czy to tak miało być?
/nieudolnie próbuję zamordować smętek, wracając do maxarbajtu. to już 13 godzina dziś...
wolni strzelcy uber alles/ :evil:

/poza tym wszyscy zdrowi/



yemiołka - 11-12-2006 13:10
huk armatni, zwięzły, niejękliwy, donośny.
ciemność.
chaos ucieczki po omacku.
dzieci płacz.
opanowany zawał.

scenariusz etiudki wojennej? ależ skąd...
to tylko mój mężuś pieczołowicie dba o odpowiedni poziom naszej adrenaliny.
a było to tak...

sobotnia, urodzinowa impreza urokliwa, skakanie po wersalkach, rzucanie ciastem, tequilla z czerwonym winem wstrząśnięta i zmieszana, gitary łomot, pęknięte didgeridoo, tańce i sztuczne zęby prosto z USA. czyli ogólnie wysoka jakość.
kac też był wysoka jakość, spotęgowany z nagła przez fakt zepsucia się elektrycznego podgrzewacza do wody. ech, ukoić pulsujący łeb w tuszu szumie – nic z tego. wszyscy współspacze przeżyli dramat za drzwiami łazienki, ale tylko my zostaliśmy z tym dramatem na karku.
mężuś kochany, jak zwykle niezawodny, wkroczył do akcji i gdy ja dogorywałam już w łóżeczku, po całej niezmiernie długiej skacowanej niedzieli, po odbiorze dzieci, pośpiesznym odbębnieniu imienin Andrzejowych i innych atrakcjach, on majstrował, czołgał się pod kuchennym blatem, rozkręcał, przykręcał, kombinował. by perfekcyjnie dojść do kulminacji.

huk armatni, zwięzły, niejękliwy, donośny.
ciemność.
chaos ucieczki po omacku.
dzieci płacz.
opanowany zawał.

taaa...
pierwsza w nocy. wizja ewakuacji dzieci w piżamach nie była fajna.
na szczęście, cóż, nie było tak źle – tylko pół ściany w kuchni wyrąbane i zalany saloon.
ewakuację odłożyliśmy na okoliczności bardziej sprzyjające.
a morał?: zabawę w elektryków zostawić prezydentom, zwłaszcza na kacu. :roll:

ps. no i co ja mam teraz zrobić, pan nam naprawia ten podgrzewacz od tygodnia [miskom śmierć!] – cena skoczyła prawie do 300 PLN. taki sam nowy kosztuje 600. pewnie są jakieś tańsze tyż...
naprawiać? dołożyć stówkę i kupić kiepściejszy? napaść na bank? macie jakieś sugestie? 8)



yemiołka - 11-12-2006 22:35
z ostatniej chwili, czyli po objeździe marketowym:
albo nowy za 700 - jeden na wszystko [wszyscy za jednego 8)], czyli jak dotychczas, obsługujący kuchnię + łazienkę - albo 3 x małe, po 200, na każdą baterię, przy czym mogłabym se spokojnie kupić na razie 2, odpuszczając bez sentymentów umywalkę w łazience do czasu nadejścia przelewu :roll:
czy to ma sens? korzystacie z takich solo podgrzewaczyków?
hop hop!
8)



yemiołka - 12-12-2006 00:33
hahaha, mam lepszy pomysł! :lol:

http://basniowyswiat.prv.pl/dobromir03.jpg

to póki co jeszcze nie u mnie w chacie = wyszperana w necie inspiracja rodem Pomysłowy Dobromir, czyli podgrzewacz przepływowy :wink:



yemiołka - 23-12-2006 08:45
Drodzy Czytacze!

Niech Świąteczna magia pozwoli Wam zapomnieć o całym świecie, grzejcie się przy kominkach lub ciepłych dusz dymkach 8), a Mikołaj/Gwiazdor/Dzieciątko, czy kto tam u Was dyżuruje, niech przyniesie Wam cały wagon: serdeczności, ludzkiej życzliwości i dziecięcej radości.

Pozdrawiam z przedwigilijnego rozgardiaszu!
8)
y.




yemiołka - 12-04-2007 14:52
ale mnie tu dawno nie było...
życzenia świąteczne to Wam chyba muszę wpisać na jakąś dekadę z góry, bo nawet się na Wielkanoc ciężko było doturlać.

u mnie po staremu
a u Was? :wink:

właśnie szybki zerk przez okno.
za głęboko powciskałam tulipany, nigdy nie wiem, ile to jest 5 cm, ciągle mi się wydaje, że za płytko, że zimą powyłażą i pouciekają - no i tera mam...
u wszystkich dawno kwitną, a mi dopiero, ociężale, umęczone łby, z wyrzutem, z niesmakiem, z boleścią wychylają ponad stół.
co ja plotę - ponad grządkę.
ale tak niziutko... łodyżka ze 2 cm ma. [choć tak naprawdę to nie wiadomo ile, bo jak ja mówię, że 2 cm, to nikt nie wie, ile to jest, pewnie cm 5...]
jednym słowem - za rok sadzę z linijką.
ale ja nie o tym chciałam.
bo patrzę na te tulipany marne, a tu się w oko rzuca blondyna łeb.
mlecza znaczy...
pierwszy żółty łebek, radosny, wiosenny i w ogóle.
lubię mlecze. gdy się żółcą bez żenady.
i lubię potem dmuchać z wiatrem w ich posiwiałe grzywki.
dmuchawcelatawcewiatr.
a potem łażę i klnę, że nigdy więcej, bo ogród jak u Mniszkówny...
[Mniszkówna powinna hodować mniszki, no nje? 8)]

ale ja jezde niereformowalna.
coś czuję, że w tym roku znów...
dmuchawcelatawcewiatr.

miłej Wiosny, forudomowicze!



yemiołka - 16-04-2007 15:25
no dobra. to powyżej to były bzdurki na rozruch, czyli pocinanie pierdół :wink:.
a z konkretów:

1. kanalizę mam.
niepodłączoną, ale mam. pomarańczowy cywilizacji zwiastun sterczy przed chatą, przykryty deklem.
nie wiem, kiedy podłączą. w czerwcu najwcześniej.

a wraz z nią mam po raz kolejny zdruzgotaną drogę. choć mieli naprawić.
ale fikają i stawiają się, i lenią makabrycznie. łajzy.
no ale nam to nawet na rękę jezd. bo im gorzej to wygląda, tym większa szansa, że da się burmistrza podstępem zaszantażować i w drodze wymuszenia dostaniemy ładniejszą. gdyż poniekąd jesteśmy pierwsi w kolejce, bo całą wiochę będą ryć, kładąc nowe wodne rurki, a nas nie - kładliśmy se nowe przy okazji budowy. tak więc nawierzchnię mogą śmiało kłaść, nie mając wymówki, że jeszcze te rycie...
czyli różne dziwne, optymistyczne myśli plączą nam się po łbie.

2. się w końcu ziściło. pod sufit nie skaczę.
sąsiad załopotał sztandarem i wystawia powoli hawirę.
wielką i ociężałą. tak blisko nas...
i choć ten sąsiad wcale nie taki straszny, choć jakoś tak na wstępie mimo morderstwa na drzewach lubimy go, bo zasadniczo na wstępie dajemy ludzkości spory kredyt zaufania, to ciężko przyswoić, że się skończy sielanka i bieganie w gaciach czy czym tam popadnie.
że niebo widziane znad talerza z kalafiorówką przesłoni mur.
że trzeba będzie uważać, by nie drzeć ryja zanadto.
i że może ktoś zza płoty ryj zanadto będzie darł.
no nic, trza wina zimnego golnąć i zacząć się przyzwyczajać...



yemiołka - 15-01-2008 14:09
Tak sobie przysiadłam. Kawa już zimna, w kominku dogasa, pies chrapie melodycznie i rytm wybija ogonem, kot śpi z łapami na ślepiach, w pozach dziwnych i wyuzdanych. Dziatwa socjalizuje się w odpowiednich ośrodkach. Szkoła, przedszkole – znaczy się. Stary pracuje, przeniósłszy biuro na kuchenny stół, bo małe zmiany. Ja dziś przepiękną leserkę uprawiam i taka z tej okazji myśl najszła… A jakby tu zajrzeć….? Jakby dopisać się? Nikt już pewnie czytać nie będzie, bo betoniarę kurz okrył i cementowo-księżycowy pył, a ja wyleciałam z obiegu na zbity pysk. No ale co tam – sobie a muzom, znów złapię jakąś chwilę. A kto wie – może kilka chwil…?
No więc siadam, kompa odpalam i jadę. Najpierw podsumowań garść, bo przecie nikt już nie pamięta, co wydarzało się. Ja sama pamiętam ledwo co.
A potem się zobaczy.............
8)



yemiołka - 15-01-2008 14:18
A więc. Pokrótce. [Po zimnej kawie, nie po wódce. :roll: ]

Budowa była-się-działa Anno Domini 2002, jakby na to nie patrzeć. Pół roku trwała, zakończywszy się ostrym cięciem – cięciem cesarskim mym, cięciem kosztów, cięciem dostępnego czasu. Wprowadzilim się na wylewki betonowe, wykładzinę, mebli brak, kafelków niedobór, pokoi niedostępność, drewna suchego niedostatek. Pomieszkiwanie było wyłącznie salonowo-kuchenne, ale szczęśliwe, bo na swoim i razem, i z jabłoni kwieciem za oknem jadalni. A w takich chwilach nie liczy się więcej nic. A jeśli w dodatku wcześniej mieszkało się na 24 metrach, to już w ogóle nie ma o czym mówić. A mieszkało się…

Potem były różne dziania – dziecięcia nowonarodzonego lulania, kieszeni pustych i takie tam. Chata stała odłogiem. Po jakichś 2 latach przesunęliśmy się z saloonu również do pokoiku obok – zdobyte kolejne kilka metrów.
No i tak to powolutku szło. Bardzo powolutku.
Bo my som YemioJanosie-łosie-samosie: ekip nie bierzem, specjalistów wszelkiej maści omijamy szerokim łukiem, w kredyt się z głową nie rzucamy.
A efekty jakie są, takie są. Wszystko się ślamazarzy, ale nam to absolutnie snu z oczu nie spędza.
Bowiem jesteśmy niepoprawnymi fanami każdego status quo.

A status quo na dziś dzień jest następujący:
1. płotu przed chatą: nieustający brak.
2. kretów w ogrodzie: nieustająca klęska urodzaju.
3. dół hacjendy: wykończony połowicznie.
4. góra: niewykończona dramatycznie.
5. ogrzewanie: wyłącznie kominkiem.
6. drewno: w tym roku wciąż niezakupione, ach! Jedziem na rezerwach i misiach-patysiach. [Pierwszy pokos wierzby energetycznej, co pod płotem buja, w tym roku był!]
7. kanaliza: w końcu podpięta, ale o tym jeszcze będzie, bo rzecz jasna – działo sięęę.
8. prąd: nieodebrany.
9. chata: bez odbioru.
odbiór!
8)

c.d.[chyba]n.



yemiołka - 17-01-2008 12:53
No dobra, był już ogół, teraz polecim więc szczegółem.
Nie wiem, nie wiem doprawdy, jak ogarnąć całe to niepisanie.
Chronologicznie [zstępnie czy wstępnie?] czy spontanicznie?
To może na początek aktualności wylewkowe, czyli:

ACH, CO TO BYŁ ZA BAL!

Trochę się życie w ostatnim czasie pokomplikowało w rodzinności bliższej – wyglądało na to, że jeszcze jedną duszę przyjmiem pod nasz dach.
A wszak wiadomo - dół hacjendy: wykończony połowicznie; góra: niewykończona dramatycznie.
Trza było udostępnić dodatkowe komnaty w trybie pilnym. Na poddaszu: Sodoma i Gomoriiiaaa. Posadzka ino wylana, krzywo jak jasny gwint, bo w wylewkach budowlanych onegdaj uczestniczył tylko Stary [znaczy się ten, jak to mówią, osobisty mój mąż] oraz chłopek-roztropek do pomocy. Obaj dziewiczy w wylewkowym temacie, zrobili, jak umieli – czyli jakoś tam pi razy drzwi. Przyjdzie walec i wyrówna. No bo przecież jeszcze na to styropian miał pójść, rurki grzewcze i znów wylewka. Na te rurki wciąż kasy nie było, więc strych odłogiem stał. Aż w końcu śmy usiedli i się zadumali: a chrzanić te rurki! Przecie i tak w kominku hajcujem [daje radę!], żadnych kaloryferów w najbliższej dziesięciolatce wystawiać nie będziem [miał być piec gazowy, ale nawet przyłącza gazowego nie ciąglim, bo mamy inne pomysły na wydawanie kasy póki co], więc co nas to – najwyżej se dziatwa kiedyś panele ściągnie i rurki pozakłada, jak będzie taki kaprys mieć. A my tera ino wyrównać musim samopoziomującą i luzik.

I nikomu nie zapaliła się ostrzegawcza lampka….
[I nikomu nie wolno się z tego śmiaćśmiaćśmiać :wink: ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hergon.pev.pl



  • Strona 3 z 4 • Zostało znalezionych 203 wyników • 1, 2, 3, 4

    © Hogwart w swietle księżyca... Design by Colombia Hosting